Lech Poznań nigdy nie stanie się europejską potęgą. Ma jednak wszystko, by być czołową ekipą w kraju, regularnym uczestnikiem rywalizacji pucharowej. Niektórzy twierdzą minimalistycznie, że takie oczekiwania są ponad stan, że to, co osiąga w ostatnich latach i tak jest sukcesem. Nie znajdziemy natomiast takich, którzy szczecińską klęskę potraktują wyrozumiale.
Nie można zarzucić Lechowi, że nie potrafi zarabiać pieniędzy, dobrze zarządzać budżetem, zapewnić ekonomiczne podstawy sportowej działalności. Szkoda tylko, że na tym kompetencje ludzi władających klubem się kończą. Pozyskane pieniądze nie mają przełożenia na wyniki. Lecha stać na dużo więcej. Niestety, ma ograniczenia. Działa przy włączonym hamulcu. Nie ruszy z miejsca, dopóki sportowego rozwoju nie powierzy fachowcom.
Nie trzeba przypominać, jak duży jest potencjał tego klubu, jak gigantyczne jest w Poznaniu i regionie oczekiwanie na sukces. Właściciel Rakowa może tylko o tym śnić, tego się nie kupi za żadną kasę. Pamiętamy, co się działo po przerwaniu długiej posuchy na trofea. Późniejsze europejskie sukcesy spowodowały, że wynikami Lecha interesowali się wszyscy, nawet osoby, których byśmy nie posądzali, że ten klub cokolwiek dla nich znaczy. Każdy dobry wynik wywołuje ogromne nadzieje, zapełnia stadion. Tak dzieje się tu co kilka lat. Niestety, nie na długo. Zawsze przychodzi rozczarowanie, radość z triumfu zamienia się w poczucie klęski, stadion pustoszeje.
W sezonie 2021/2022, pierwszy raz od kilkunastu lat, Lech nastawił się na sukces. Powinien zawsze działać w takim trybie, jest przecież nie tylko firmą rodzinną, ale i klubem sportowym. Kto miał nadzieje, że to początek lat tłustych, został sprowadzony na ziemię. Z Poznaniem pożegnał się Maciej Skorża, zarząd uruchomił transferowy hamulec, nowy trener przejął zespół zdekompletowany nie tylko kontuzjami. Ligowe porażki zrekompensował wynikami w Europie i znów obudziły się oczekiwania. Jak zwykle w przypadku Lecha, nie na długo.
Latem Lech wydał na transfery kwotę rekordową. Po kolejnych meczach widzimy, że decyzje nie były trafne, że drużyna nie została profesjonalnie skonstruowana. Nie trzeba być znawcą futbolu ani medycyny, by wiedzieć, jakie są konsekwencje boreliozy, zwłaszcza dla wyczynowych sportowców. Filip Szymczak po operacji kolana nie może odzyskać formy. Jaki był w tej sytuacji cel przedłużenia umowy z Sobiechem? Bez Marchwińskiego Lech byłby bezzębny, a miał zawojować Europę i zdobyć tytuł.
Skoro Szymczak tak długo walczy o powrót formy, to kiedy Lech będzie miał korzyść z Gholizadeha, który też przeszedł artroskopię kolana? Miał grać we wrześniu. Nawet jeśli wróci na bisko w październiku, to długo poczekamy, aż wykaże się umiejętnościami. Sezon trwa tylko do maja.
Szukający ratunku trener stosuje dziwne, rozpaczliwe ustawienia, próbuje korzystać z uniwersalności zawodników. Skutki są opłakane. Od początku sezonu nic nie funkcjonuje właściwie. Po meczu z Rakowem kłopoty wydawały się odchodzić, zapanowała radość. Tymczasem po kilku dniach byliśmy świadkami sabotażu, bo gry Lecha inaczej nazwać nie można. Komentatorzy i analitycy wymienili już, co nie działało, scharakteryzowali postawę bramkarza, odpuszczających interwencje obrońców, braku taktyki, grę bez napastnika, gdy „Marchewa” błąka się gdzieś w środku pola.
Klub przechodzi nad tym do porządku dziennego, piłkarze zapowiadają poprawę, także trener bagatelizuje blamaż. Skąd my to znamy? Może uda się w piątek pokonać beniaminka, wlać w serca fanów trochę otuchy, ale i tak nie pozbędziemy się obaw, że prędzej lub później spadnie na nas kolejny cios.
Z dużymi problemami sportowymi borykała się też Legia. Wychodzi jednak na prostą. Postawiła na dobrego trenera, ale przede wszystkim jej właściciel nie angażuje się już w sprawy sportowe. Zostawił to zawodowcom. Czy właściciela Lecha też stać na taką wspaniałomyślność?