Najkrótszym i najtrafniejszym opisem ostatnich lat Filipa Marchwińskiego będzie łacińska maksyma „Per aspera ad astra”, której dosłowne tłumaczenie brzmi „Przez trudy do gwiazd”. Dokładnie taka jest dotychczasowa jego przygoda w Lechu. Wielki talent mający problem, by zaistnieć na stałe w drużynie stający się zawodnikiem niechcianym, wyśmiewanym przez dużą część kibiców, aż wreszcie pod wodzą nowego trenera na dobre rozpościera skrzydła stając się prawdziwym liderem Kolejorza, co właśnie przełożyło się na powołanie do reprezentacji i wspólny występ z gwiazdami czołowych europejskich lig.
Pierwsze doświadczenia Marchwińskiego z pierwszą drużyną sięgają zamierzchłych czasów, gdy Lech prowadzony był przez Adama Nawałkę. Autor sukcesu na Euro 2016 zdecydował się dać mu zadebiutować w grudniu 2018 roku przeciwko Zagłębiu Sosnowiec. 16 – latek na boisku pojawił się w 71 minucie, a już kwadrans później zanotował pierwsze trafienie w Ekstraklasie, co uczyniło go najmłodszym strzelcem w historii występów lechitów na najwyższym poziomie rozgrywkowym.
Najbardziej z początków Polaka w dorosłym futbolu został zapamiętany zupełnie inny moment. Ponad 4 miesiące później przy Bułgarskiej również pojawił się na boisku blisko 20 minut przed ostatnim gwizdkiem sędziego. Przy remisowym rezultacie świetną akcją dał Kolejorzowi prowadzenie i w ostatecznym rozrachunku wygraną z warszawską Legią. Nastąpił istny szał na tak młodego zawodnika. Objawił się prawdziwy talent, o którym już wcześniej płynęły wieści z klubowej akademii, media zaczęły szeroko się o nim rozpisywać, a trener do końca sezonu dał mu kilka szans gry od pierwszej minuty.
Do następnej kampanii Marchwiński przystępował jako pełnoprawny członek zespołu z rozbudzonymi nadziejami na czynienie następnych kroków. Coraz głośniej można było usłyszeć o przedwczesnym zagranicznym transferem do którejś z włoskich potęg. Szybki postęp do końca się nie sprawdził. Do opuszczenia Poznania nigdy ostatecznie nie doszło, a wielokrotny młodzieżowy reprezentant Polski zazwyczaj był zawodnikiem pojawiającym się po kilkudziesięciu minutach gry, co przy tak młodym wieku i tak zagranie blisko 600 minut w Ekstraklasie było dobrym wynikiem.
Następne rozgrywki to europejska przygoda po sensacyjnie przebrniętych eliminacjach, co przy ówczesnej zbyt słabej kadrze musiało przerodzić się w liczne szansę do gry. Na tle klasowych rywali jak Benfica czy Rangers popularny „Marchewa” wyglądał dość słabo, a nawet w ligowej rywalizacji miał problem, by dać coś drużynie. Jak to u kibiców nie było pobłażania i zaczęły się głosy krytyki, które kolejne występy tylko pogłębiały. Szczególnie widoczne było to we wspomnianej Lidze Europy, gdzie nic nie wyszło z szybkiego wypromowania 18 – latka. Oczywiście niezliczone słowa krytyki za kompletnie zawaloną sytuację w Ekstraklasie o sobie mogli przeczytać lechowi decydenci. Na długofalową porażkę złożyło się za wąskie pole manewru i brak niezbędnego doświadczenia do znacznie częstszej gry.
Z utęsknieniem sezon 2021/22 wspominają liczne rzesze kibiców mając w pamięci stulecie istnienia klubu i zdobyte po raz 8 mistrzostwo, ale z pewnością do nich nie należy Filip Marchwiński. Po powrocie na stanowisko trenera Macieja Skorży nie udało mu się znaleźć dla niego znaczącej roli, co przy jakościowych konkurentach i postawienie jako cel nadrzędny dobrego wyniku uczyniło młodzieżowca głębokim rezerwowym. Obecny szkoleniowiec triumfatora Azjatyckiej Ligi Mistrzów na jednej z konferencji prasowych w przerwie zimowej sam przyznał, że nie znalezienie sposobu na przełożenie formy Polaka z treningu na boiska Ekstraklasy jest jego dotychczasową porażką. Nie zmieniło się to na wiosnę, kiedy wychowanek Lecha na boisku w dłuższym wymiarze czasowym pojawiał się tylko w meczu półfinałowym Pucharu Polski z niżej notowaną Olimpią Grudziądz lub w drugoligowych rezerwach.
Po przeprowadzce Johna van den Broma do Poznania słychać było, że potrafi on pracować z młodzieżą, jednak w tamtym momencie myślano o zawodnikach z kolejnych pokoleń mogących realnie wpłynąć na dobre wyniki gry. W świadomości kibiców i szeroko pojętej opinii publicznej Marchwiński był już praktycznie skreślony i ołówkiem wpisywany na listę niespełnionych talentów. Na początku kadencji Holendra podstawowym zawodnikiem jeszcze był nieobecny już w klubie Joao Amaral, jednak z każdym tygodniem jego pozycja spadła. Młodzieżowiec dostawał coraz więcej szans na grę, co oczywiście spotkało się z falą krytyki, do której uspokojenia potrzebny był dość długi czas.
Ważnym momentem w odbudowie Marchewy był listopadowy pojedynek z Villarealem. Trener od początku pokazywał, że widzi więcej od potencjalnego widza, dzięki czemu nie bał się wystawić go w podstawowym składzie przeciwko tak renomowanemu przeciwnikowi. Pokazał znaczną poprawę względem wcześniejszych europejskich rozgrywek, przyczynił się do ogrania niedawnego półfinalisty Ligi Mistrzów i wraz z Kristofferem Velde znajdującym się w podobnej sytuacji udowodnili, że za szybko zostali skreśleni. Z każdym kolejnym miesiącem czynił kolejne postępy i zyskiwał na znaczeniu w lechowej układance, by na koniec sezonu w wyniku różnych absencji przenieść się na pozycję napastnika i stać się prawdziwym liderem drużyny.
Obecne rozgrywki to prawdziwy popis pomocnika mogącego zagrać też jako „9”. Zaczął od dubletu w Gliwicach i regularnie dopisuje następne trafienia. Jest najlepszym strzelcem Kolejorza, ale też wraz z norweskim skrzydłowym motorem napędowym zespołu i wiele zwycięstw można zawdzięczać właśnie temu duetowi. Zdążył już za jednym zamachem zgarnąć nagrody dla młodzieżowca i zawodnika miesiąca Ekstraklasy. Przy wysyłaniu powołań nie zapomniał o nim nowy selekcjoner, który najprawdopodobniej pozwoli mu dostąpić zaszczytu debiutu w barwach narodowych.
Filip Marchwiński przeszedł prawdziwą przemianę, wpłynąć na to mogły różne czynniki, na pewno pewne przemiany musiał przejść przede wszystkim w sferze mentalnej, ale jak widać z perspektywy czasu bezcenne okazały się spokojne głowy decydentów nie podporządkujących się co poniektórym radykalnym głosom. W pewnym momencie rzeczywiście można było nabrać wątpliwości czy kolejne szansę dla Polaka mają jakiś większy sens, kolejne bezproduktywne minuty spędzone na boisku tylko dawały argumenty krytykom. Poza celowymi działaniami w tym przypadku pomógł też los. W odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu znalazł się trener lubiący nie nalegać w gabinetach na kolejnych kosztownych podopiecznych, tylko pracować z tymi, których ma pod opieką i znacząco poprawiać ich dyspozycję i umiejętności w perspektywie przekładających się na lepsze wyniki i wielomilionowe zyski.
Zazwyczaj kariery klubowych wychowanków przebiegały harmonijnie. Szansa debiutu i pierwsze okazje na łapanie minut, następnie wypożyczenie do słabszego klubu, by złapać niezbędne doświadczenie, a po powrocie stopniowa droga do zwiększania swojej pozycji w drużynie, stanie się liderem zespołu, a zwieńczeniem całego procesu jest kilkumilionowy transfer do dobrej europejskiej marki. Nieco inny szlak obrał Jakub Kamiński opuszczając punkt o transferze czasowym, ale doskonale wpisywał się we wszystkie pozostałe punkty. Marchwiński to przykład kompletnie inny. Jego droga była długa, kręta i wyboista. Więcej było upadków, porażek, krytyki, jednak na końcu odniósł zwycięstwo uciszając nawet te najbardziej krytyczne opinie.
Hasło, które widzą piłkarze przed wyjściem na płytę boiska przy Bułgarskiej mówi, żeby nigdy się nie poddawać. W teorii zwykły frazes, ale praktyka pokazuje, że z takim podejściem można przezwyciężyć wiele przeciwności. Musi to świadczyć o dużym charakterze czy woli walki zawodnika, że potrafi się w taki sposób odbudować, a nie załamać się i nieodwracalnie zakręcić się w piłkarskim kółku szarych przeciętniaków z częściowo niespełnionymi marzeniami o wielkim futbolu.
21 – latek zbiera owoce swojej pracy. Docenia go poznańska publika, od gwizdów, które mógł słyszeć kilkanaście miesięcy temu do głośnego skandowania jego nazwiska po kolejnych kluczowych golach. Od zawodnika niechcianego, w którego wierzyli tylko nieliczni, nawet tak dobry trener jak Maciej Skorża stracił nadzieję, że jest w stanie wykrzesać z niego coś wartościowego stał się gwiazdą Lecha, Ekstraklasy i reprezentantem Polski. Do końca obecnej kampanii ma za zadanie pociągnąć drużynę do końcowego sukcesu, a następnie dołączy do zaszczytnej listy udanie sprzedanych wychowanków, by spróbować swoich sił w europejskim topie.
Mikołaj Duda