Po dziesięciu rozegranych ligowych meczach Lech, nie uczestniczący już w rozgrywkach europejskich, zajmuje dopiero piąte miejsce w lidze. To słaby wynik, jeśli się weźmie pod uwagę kasę wydaną na nowych graczy, a przede wszystkim oczekiwania kibiców i zapowiedzi płynące z Bułgarskiej. Jednak strata do lidera tabeli wynosi tylko 3 punkty, a do rozegrania jest mecz zaległy z jedną z wyprzedzających drużyn.
Wszystko jest do odrobienia. A raczej byłoby do odrobienia przy takiej grze, jak w ubiegłym sezonie, gdy udało się zniwelować dużą stratę spowodowaną beznadziejną grą na starcie rozgrywek i na początku nowego roku. Wtedy jednak Lech budził zaufanie. Mógł zagrać słabiej, ale się nie kompromitował. Po letniej przerwie mało przypomina siebie sprzed kilku miesięcy. W grze mało się klei nawet gdy wygrywa, a klęska poniesiona w Szczecinie nigdy ekipie van den Broma nie zostanie zapomniana. Władze klubu nie zareagowały, ale dla kibiców, dla których wizerunek klubu to ważna sprawa, to już nie ta sama godna zaufania ekipa.
Nie wiemy, co zostało rozstrojone, dlaczego tylko kilku piłkarzy potrafiło zachować formę z poprzedniego sezonu, dlaczego obrona jest tak niepewna i nieskoordynowana, dlaczego z tak dużym trudem przychodzi konstruowanie płynnych akcji ofensywnych, wyprowadzanie szybkich ataków. To nie ten sam zespół. Niełatwo wierzyć, że obecny trener potrafi go odbudować, doprowadzić do poprzedniego stanu. Na razie ratuje go jakość piłkarzy, których stać na wiele, ale którzy nie są pewni własnych możliwości i nie stanowią już mocnej drużyny.
Ostatni mecz, mimo błyskawicznej straty gola wyrównującego, przyniósł ostatecznie wysokie, napawające optymizmem zwycięstwo. Pamiętamy jednak, że w takim samym stosunku pokonany został dużo mocniejszy Raków, a już po kilku dniach nastąpiła wielka kompromitacja. Czy w obecnej sytuacji 4:1 z Puszczą Niepołomice można uznać za dobry prognostyk? Chyba nie do końca, zwłaszcza po przerwie reprezentacyjnej, która nigdy na ten zespół nie działa mobilizująco.
Najbliższe mecze nie są nadzwyczajnie trudne, więc w razie ich wygrania i pozytywnego rozstrzygnięcia zaległego spotkania z Jagiellonią można liczyć na awans w tabeli, być może nawet na liderowanie. „Jaga” jednak gra w tym sezonie skutecznie i nie będzie jej łatwo pokonać. Najbliższy mecz, z ŁKS-em, to dla odmiany łatwa przeprawa, bo beniaminka na wiele nie stać. Lecha czeka też wyjazd do Cracovii, gdzie możliwy jest każdy wynik oraz starcie u siebie z Ruchem, beniaminkiem lepiej punktującym niż ŁKS.
Biorąc pod uwagę rozchwianą formę Kolejorza, nikt nie postawi wszystkich pieniędzy na same zwycięstwa, choć nie powinny być one wielkim wyczynem. Dopiero po tych czterech meczach trzeba jechać na Łazienkowską. I właśnie tam się przekonamy, na co go stać. Legia, z umiejętnie zbudowaną i wyrównaną kadrą, traktowana jest przez większość ekspertów jako główny kandydat do mistrzostwa. Zadaniem Lecha będzie dowieść, że może być inaczej. Tyle, że nikt nie wie, którą twarz pokaże w Warszawie.