Walczący o ligowy byt beniaminek pokonał Lecha. Drużyna mająca w składzie lepszych i solidnie opłacanych zawodników była bezradna, nie mogła się zdobyć na choćby jedną skuteczną akcję. Grała powoli, niecelnie podawała, frajersko traciła piłkę. Juniorski błąd przy wyprowadzaniu piłki spod własnej bramki spowodował stratę gola i punktów. Kolejny skandalicznie słaby mecz Lecha.
Trener zapowiadał zmiany w składzie na mecz z Podbeskidziem, jednak rewolucji w stosunku do poprzedniego spotkania nie zrobił. Z konieczności w Poznaniu został Puchacz. Na ławce zasiadł Ramirez, zastąpiony przez Karlstroema. Zawodnicy środka pola mieli wymieniać się pozycjami, podobnie jak działo się w dawnych czasach, gdy na boisku rządzili Tiba, Moder i Ramirez.
Kluczem do pokonania Podbeskidzie miało być dorównanie mu ambicją, uniemożliwienie panowania nad meczem, atakowania. Lech wyszedł na boisko skupiony, nastawiony na walkę, stosował aktywny pressing. Nie można jednak osiągnąć przewagi, gdy popełnia się błąd za błędem, a goście raz po raz łatwo tracili piłkę po niecelnych podaniach, nieprzemyślanych akcjach.
Po dziesięciu minutach pojawiła się nadzieja na bramkę, gdy obrońcy Podbeskidzia źle wyprowadzali piłkę spod własnej bramki. W dobrej pozycji znalazł się Skóraś. Stał tyłem do bramki, nie próbował się odwrócić, szukał Ishaka. Ten strzelił wprost w bramkarza i szansa przepadła. Żadna z drużyn nie potrafiła osiągnąć przewagi. Podbeskidzie wcale nie rzuciło się do huraganowych ataków, grało spokojnie, podobnie zresztą jak Lech. Nie było to błyskotliwe widowisko.
Akcje Lecha były nieco groźniejsze, tylko on oddawał celne strzały. Popełniał przy tym zbyt wiele prostych błędów, by mógł panować na boisku. Każde rozegranie prędzej lub później kończyło się stratą, bardzo często niewymuszoną. Wyprowadził kilka szybkich ataków, zwykle z udziałem Skórasia, ale nie potrafił ich sfinalizować. Brakowało jakości, celnego podania. Nawet Tiby nie było stać na przemyślane zagrania. Przez to wszystko mecz nie mógł nabrać tempa, akcje rwały się, trzeba było szybko wracać do obrony. I łapać żółte kartki zatrzymując rozpędzających się przeciwników.
W poprzednich meczach Lech lepiej sobie radził w drugich połowach, można więc było liczyć na przemianę, jaka dokona się w szatni, gdy Maciej Skorża zareaguje na niedostatki w drużynie. Na celność podań wpływu nie miał, więc po przerwie akcje Lecha wciąż się rwały, spotkanie było nudne i wyrównane. Brakowało przyspieszenia. W krytycznych momentach Podbeskidzie cofało się w komplecie na swoją połowę i Lechowi pozostawało nudne rozgrywanie wszerz, z udziałem obrońców.
Szanse Lecha rosły, gdy przy piłce znajdował się Kamiński. Akcje przyspieszały, obrona gospodarzy biła na alarm. Niestety nie trwało to długo. Gorzej niż zwykle grał Tiba. Nie wychodziły mu podania, a próbował prostopadłych lub na boki boiska. Wydawało się, że Lech, mający piłkarzy o wyższych umiejętnościach, potrafi wreszcie strzelić bramkę. Nic z tego. Do samego końca był żałośnie bezradny.
Przez cały mecz piłkarze Lecha grali niechlujnie, popełniali błąd za błędem, także na własnej połowie. Długo uchodziło im to na sucho, aż stało się. Kolejne złe wyprowadzanie piłki spowodowało przechwyt i strzał Roginicia z dystansu. Piękny strzał, po którym van der Hart był bez szans. Lech miał jeszcze kwadrans na odwrócenie losów spotkania z beniaminkiem. Trener zrobił kilka zmian, które dały drużynie odrobinę energii, ale jakości nie poprawiły. Nie można mieć złudzeń – Lech wciąż jest poważnie chory.
Podbeskidzie Bielsko-Biała – Lech Poznań 1:0 (0:0)
Bramka: Marko Roginić 74
Żółte kartki: Rzuchowski, Modelski – Kraweć, Ishak, Rogne, Skóraś.
Podbeskidzie: Michal Pesković, Karol Danielak, Filip Modelski, Rafał Janicki, Milan Rudnić, Peter Mamić )70 David Niepsuj), Desley Ubbink (61 Jakub Hora), Michał Rzuchowski (64 Marco Tulio), Jakub Bieronski (64 Dominik Frelek), Kamil Biliński (70 Peter Wilson), Marko Roginić.
Lech: Mickey van der Hart, Lubomir Satka, Bartosz Salamon, Thomas Rogne, Wasyl Kraweć, Michał Skóraś, Nika Kwekweskiri (75 Dani Ramirez), Jesper Karlstroem, Pedro Tiba, Jakub Kamiński (75 Jan Sykora), Mikael Ishak (79 Aron Johannsson).
Sędziował Krzysztof Jakubik (Siedlce).