W kolejnych meczach przekonujemy się, jak zapuszczoną drużyną jest Lech Poznań, ile spraw nie trzyma się tu kupy, ile popełniono zaniedbań. Winę za to ponosi poprzedni trener, ale nie tylko on. Klub postawił na niego wszystko, na Żurawiu oparł całą strategię rozwojową. Potem żałował, ale i tak nie potrafił się z nim rozstać choć nie było już wątpliwości, że każdy dzień działalności tego trenera przynosi wymierne straty.
W Bielsku-Białej Maciej Skorża przekonał się jeszcze raz, jak trudne zadanie przed nim postawiono, ile trzeba odbudować, ile trudnych decyzji podjąć. Bylejakość to znak firmowy tego klubu, spotykamy się z nią na wielu płaszczyznach, szczególnie w grze pierwszej drużyny (o rezerwach chwilowo zapominamy). Nawet piłkarze klasowi, uznani za czołowych w polskiej lidze, popełniają błędy, które zawstydziłyby wchodzących do zespołu juniorów.
Lubomir Satka już w meczu z Lechią miał katastrofalne zagrania. Kilka razy skierował piłkę wprost do przeciwników, którzy natychmiast znajdowali się w doskonałych sytuacjach. Szczęście, że nie potrafili tego wykorzystać. W Bielsku-Białej też się tego dopuszczał. Wreszcie okazało się, że popełnił o jeden błąd za dużo, pozbawił Lecha punktów. Nie wiadomo, jak trener reaguje na takie zachowanie Być może na obecnym etapie nie chce sobie zrażać zawodników. Jednak w każdym normalnym klubie piłkarz, który sobie na coś takiego pozwoli, długo musi walczyć o powrót do pierwszego składu.
Przywołanie do porządku graczy pozbawionych odpowiedzialności, niechlujnych, to tylko jedno z wyzwań Skorży. Musi wiedzieć, że nie odniesie żadnego sukcesu, gdy ma w drużynie sabotażystów kreujących przeciwnikom świetne okazje bramkowe. Winowajca musi zdać sobie sprawę, że podobny błąd może popełnić tylko raz. Drugiej okazji nie będzie, chyba że w zespole rezerw. Dyplomacja i dobre układy w szatni to rzecz ważna, ale nie kosztem sportowego rozwoju.
Poprzedni trener nie miał daru pozwalającego właściwie oceniać piłkarzy. Przykład Kwekweskiriego jest wymowny. Potrzebna była zmiana trenera, by mógł pokazać, na co go stać. Nawet asystent trenera widział to, na co Żuraw był ślepy. Teraz trzeba się starać, by zachęcić Gruzina do pozostania w Poznaniu. Po sezonie może związać się z kimkolwiek zechce. Liczba spotkań w wyjściowym składzie jest zbyt mała, by to klub podejmował decyzje.
Wcześniej Żuraw nie dostrzegał możliwości Modera. Trzymał się Muhara, za którego Lech, po akceptacji trenera, wydał niemałą kasę. Potrzebna była zachęta kibiców, by zmienił zdanie. Gdyby nie oni, kariera Modera zaczęłaby się z opóźnieniem, klub nie zarobiłby tak dużych pieniędzy. Nie tylko Kwekweskiri, nie tylko Moder nie mogli liczyć na łaskawość poprzedniego trenera. Na wypożyczenie musiał iść Amaral. Portugalczyk grał nierówno, ale w krytycznym momencie potrafił jednym zagraniem, jednym strzałem odwrócić wynik meczu. Żuraw trzymał go na ławce, bo miał rozkaz wpuszczania na boisko juniorów i ślepo go wykonywał.
Jednym z młodych, którzy za Żurawia występowali bardzo często, niestety na różnych pozycjach, był Filip Marchwiński. Z czasem stał się symbolem piłkarza otrzymującego szanse bezwarunkowo, bez względu na to, co pokazuje. Im gorzej grał, tym uporczywiej na niego stawiano. Co z nim będzie teraz? Skorża spróbuje go odbudować, znaleźć stałą pozycję na boisku? Może zostanie wypożyczony? Każda decyzja będzie lepsza od szkód, jakich narobił brak trenerskiego nosa, a także właściwego nadzoru klubu nad drużyną. „Marchewa” to wielki talent. Nie można go skazywać na granie „ogonów” w co którymś meczu.
Sezon dla Lecha się skończył, trener musi myśleć o następnym. Czeka go wiele trudnych decyzji. Muszą być dobre, opierać się na pomyśle budowy drużyny gotowej odnosić sukcesy. Obecną najlepiej byłoby rozpędzić, bo w Bełchatowie, Bielsku-Białej, a wcześniej w wielu innych miejscowościach przekonała, że nic z niej nie będzie. Nie wystarczą proste zabiegi, by wyleczyć poważne choroby.