Nikt sobie nie wyobrażał, że Lech w tak spektakularny sposób zepsuje swoją dobrą passę. W mocno wstydliwy sposób pożegnał się z rozgrywkami Pucharu Polski po jedynej tego wieczoru bramce zdobytej przez zawodnika Resovii, Maksymiliana Hebela.
„Mecz pułapka” w Rzeszowie. Lider Ekstraklasy kontra spadkowicz z 1. ligi
Lech swoją przygodę pucharową zaczął – i skończył – w Rzeszowie z tamtejszą Resovią. Z jednej strony drugoligowa ekipa, która w poprzednich rozgrywkach spadła z zaplecza Ekstraklasy, a obecnie po 10 kolejkach zgromadziła 19 punktów i plasuje się 4. miejscu w ligowej tabeli. Naprzeciw stanęła rozpędzona ekipa Nielsa Frederiksena ciesząca się serią zwycięstw i zasłużonym fotelem lidera. Co oczywiste, ten mecz faworyta miał tylko jednego, jednak jak doskonale wiadomo, takie mecze rządzą się swoimi prawami, o czym w poprzednich dniach boleśnie przekonała się Cracovia, Lechia Gdańsk, Raków Częstochowa czy trener Frederiksen podczas pracy w Danii.
Szkoleniowiec Kolejorza zdecydował się na kilka rotacji w składzie. Debiut w pierwszej jedenastce zaliczyli Stjepan Loncar i Ian Hoffmann, po raz pierwszy w tym sezonie w bramce stanął Filip Bednarek. Poza nimi znalazło się też miejsce dla zawodników głównie rezerwowych, takich jak Maksymilian Pingot, Ali Gholizadeh, Filip Jagiełło, Bryan Fiabema czy Filip Szymczak. Bardzo podobnie postąpił prowadzący gospodarzy Jakub Żukowski, który zdecydował się na 8 zmian względem poprzedniego meczu, w tym na zostawienie na ławce kapitana i najlepszego zawodnika Macieja Górskiego.
Szok i niedowierzanie. Gospodarze zaskoczyli Kolejorza
Pierwszą dogodną sytuację stworzyli sobie gospodarze. W sytuacji sam na sam kapitalnie interweniował Bednarek, chwilę później przy strzale z najbliższej odległości lechitów uratował słupek. Nie minęła nawet minuta, a Antoni Kozubal stanął oko w oko z Michałem Gliwą, jednak uderzył minimalnie obok bramki. Przy drugiej okazji Resovia była już bezwzględna. Szybko wyprowadzona kontra, silny strzał z linii pola karnego i Filip Bednarek musiał wyciągać piłkę z siatki.
Lech po stracie gola był bezradny, zawodził niemal każdy element. Drużyna kompletnie nie przypominała siebie z poprzednich spotkań, gdy wysoko odbierała piłkę, czy stwarzała sobie masę sytuacji. Tym razem bez kilku najważniejszych zawodników nie potrafiła tego zrobić. Kilka prób okazało się mocno niecelnych, a umiejętności Iana Hofmanna czy Bryana Fiabemy okazały się za słabe nawet na drugoligowca. Nietrudno było nie odnieść wrażenia, że lechici wyszli z nastawieniem, że grając na stojąco, wykorzystując tylko wyższość umiejętności na spokojnie uda im się zwyciężyć kilkoma bramkami.
Niels Frederiksen długo nie czekał z reakcją. Od początku drugiej części gry Stjepana Loncara i Iana Hofmanna zastąpili Joel Pereira i Radosław Murawski. Po kilkunastu minutach gry Patrik Walemark zastąpił Bryana Fiabeme, a Afonso Sousa Filipa Jagiełłe. Mimo roszad nie było dużej poprawy w grze. Gospodarze właściwie zrezygnowali z wyprowadzania ataków, jednak ich szczelna defensywa była dla lechitów zbyt trudna do sforsowania. Mimo 2 czerwonych kartek dla Resovii podopieczni duńskiego szkoleniowca i tak nie potrafili dobrze zdominować zażarcie walczących przeciwników i po ponad 7 minutach doliczonego czasu gry Rzeszów niemal oszalał z radości.
Z Rzeszowa, Mikołaj Duda