To już koniec Amarala w Lechu. Nie czuł się tu szczęśliwy

Jest zdrowy, w pełni sił, ale z drużyną do Płocka nie pojechał. Trener Kolejorza potwierdził medialne doniesienia, że Portugalczyk nie chce już grać w Lechu, choć zastrzegł, że między nim a piłkarzem nie ma konfliktu, zawodnik nie jest też skłócony z klubem, z fanami.

– Wyjaśnię, w czym rzecz, by przeciąć wszystkie spekulacje. Amaral zgłosił się do władz klubu, także do mnie, z informację, że w tym okienku transferowym chciałby opuścić Lecha. To jego prawo, zawsze jest to brane pod uwagę. Na jego pozycję mam Marchwińskiego, Sousę, Szymczaka, więc przychyliłem się do tej prośby. Klub jednak zgody nie wyraził. Wpłynęła tylko jedna oferta, dotycząca wypożyczenia. Klub z niej nie skorzystał i Joao z nami został – tłumaczy John van den Brom.

Co więc czeka piłkarza w najbliższej przyszłości? Zdaniem trenera, powinien szukać klubu, który zgodzi się go zatrudnić, do tego czasu będzie zawodnikiem Lecha, który nie miał zamiaru rozstawać się z tym zawodnikiem. Trener podkreśla, że to do piłkarza należała inicjatywa. – W ostatnich meczach nie grał z powodu kontuzji. Teraz jest już zdrowy, ale w zaistniałej sytuacji na mecz wyjazdowy z nami nie pojedzie – zaznacza trener.

Już podczas ostatniego zimowego sparingu, przeciwko Hansie Rostock, można było pomyśleć, że rola Portugalczyka w zespole staje się dziwna. Zagrał na pozycji środkowego obrońcy, być może pierwszy i ostatni raz w życiu. Pytany, czy zawodnik podał przyczynę, dla której chce odejść, John van den Brom stwierdził, że nie czuł się już tu szczęśliwy. Zupełnie jak za trenera Żurawia.

Udostępnij:

Podobne

Niech nas znów zaskoczą. Byle pozytywnie

Niewiele brakowało, by Lech nie poniósł konsekwencji ubiegłotygodniowej niespodziewanej obniżki formy. Spośród jego największych konkurentów w walce o mistrzostwo tylko Raków odniósł zwycięstwo, w charakterystyczny

Syndrom Lecha: druga, brzydka twarz

Każdemu zespołowi zdarzy się rozegrać słabszy mecz, złapać zniżkę formy. Jednak to, co Lech zademonstrował w Gliwicach, nakazuje bić na alarm. Tym bardziej, że to