Strata punktów przez Raków obudziła w Poznaniu nadzieje, że jeszcze nie wszystko stracone, być może takich meczów będzie więcej i Lechowi uda się dogonić lidera. Problem tylko w tym, że nie wystarczy oglądać się na konkurenta. Może być on zupełnie spokojny, jeśli Kolejorz nie wróci do wygrywania. Uda mu się to, jeśli sprawy wezmą w swe ręce zawodnicy z wysoką jakością. Lech ma takich trzech, ale jeden z nich znów grać nie może.
Czy remis Rakowa w Niepołomicach ucieszył Nielsa Frederiksena? – Szczerze mówiąc, nie uśmiechnąłem się z tego powodu. Nie zajmujemy się Rakowem, skupiamy się na sobie. Liczę, że ostatnie zwycięstwo wpłynie pozytywnie na drużynę, tak dzieje się zawsze. Teraz ważne jest tylko najbliższe spotkanie i tylko nim się zajmujemy – podkreślił trener Lecha. Jego podopieczni w niedzielę zademonstrują, czy poprzedni mecz był tylko krótką przerwą w wiosennym przegrywaniu.
Spotkanie przeciwko Koronie zostało pewnie wygrane, ale nie można powiedzieć, że wszystko w drużynie już funkcjonuje tak, jak trzeba, czyli jak w zwycięskich meczach z jesieni. Nadal występują problemy z wyprowadzaniem piłki z własnej strefy obronnej, powtarza się bezmyślne jej wykopywanie, kierowanie wprost do przeciwników. Zespół lepiej usposobiony ofensywnie łatwo to wykorzystuje. Od dawna rzuty rożne nie stanowią dla Lecha broni. Wykonuje ich mnóstwo, ale żaden nie jest groźny dla przeciwnika. Nie trzeba się mocno starać, by odbić byle jak kopniętą piłkę.
Nie byłoby zwycięstwa nad Korona, gdyby nie klasa czołowych graczy. Obie bramki padły po mistrzowskich dograniach Walemarka. Różnicę robiły umiejętności Gholizadeha w operowaniu piłką. Bez nich i ambitnie walczącego Ishaka Lech w niczym nie byłby lepszy od Korony. Podobnie może być w Lublinie. W niedzielę Lecha tłumaczyła duża liczba młodzieżowców w składzie. Mońka nie zawiódł w obronie, ale Lisman w ataku niewiele pomógł, nawet jeśli udawało mu się przyjąć podanie i rozpędzić z piłką. Niemal wszystkie jego dośrodkowania były niecelne. Trener twierdzi, że do gry wracają Murawski i Milić, więc skład w Lublinie może być mocniejszy. Oczywiście pod warunkiem, że pomocnik rzeczywiście zagra. W czwartkowym treningu udziału nie brał. Trenerowi zdarzało się już zapowiadać grę zawodników, którzy do autokaru nie wsiadali.
Jesienią w Poznaniu Lech niespodziewanie przegrał w Motorem, to była jedyna jego domowa porażka w tej części sezonu. Wiosną lublinianie wciąż spisują się dobrze. Antoniego Kozubala tak dobra gra beniaminka nie dziwi, rywalizował z nim grając rok temu na wypożyczeniu w Katowicach. Trener Frederiksen zdradza, że długo oglądał poznański mecz z Motorem, by wiedzieć, jakie błędy popełniali jego podopieczni. Zauważył, że źle się czuli w fazach przejściowych. Słabo kontratakowali, nie zapobiegali szybkim atakom. Pracując w Brøndby, Frederiksen miał w drużynie Samuela Mraza, który teraz gra w Motorze i jesienią dwukrotnie pokonał Mrozka. Twierdzi, że ten zawodnik rozwinął się od tamtego czasu, trzeba na niego uważać.
W Lublinie niestety znów nie zagra Sousa, trzeci z graczy Kolejorza z wysoką jakością. Klasa Lecha niewątpliwie na tym ucierpi. Próbując go ostatnio zastąpić, trener na środek boiska skierował Walemarka. Twierdzi, że niektórych mogło to zaskoczyć, ale ten zawodnik grywał już na „dziesiątce” i radził sobie całkiem dobrze. Często jednak schodził do boku, wymieniając się z pozycjami z Gholizadehem. Podobnego manewru możne spodziewać się w niedzielę. Mało jest raczej prawdopodobne, by kolejną szansę otrzymał Lisman. Raczej od początku zagra Hakans. Jeśli zdrowy będzie Milić, nie zobaczymy też Mońki. Jedynymi młodzieżowcami mogą być Gurgul i Kozubal, który wydaje się odzyskiwać formę.