Odzyskamy prawdziwego Lecha? Nadziei coraz mniej

Lepiej bezbramkowo zremisować w Warszawie niż przegrać 0:5 w Szczecinie. Jednak w obu meczach, a były to do tej pory najważniejsze i najtrudniejsze z wyjazdowych, Lech zaprezentował się podobnie, czyli beznadziejnie. Pokazał, jak słaby jest w tym sezonie, ile mu brakuje do formy sprzed roku, gdy widoczna jeszcze była ręka Macieja Skorży. Najbardziej przykre jest to, że choć kibice wciąż się łudzą, że nastąpi przełamanie, to nic tego nie zapowiada.

Po meczu w Warszawie trener John van den Brom w wywiadzie telewizyjnym sprawiał wrażenie usatysfakcjonowanego, był uśmiechnięty. Ma powód, bo mimo paskudnej gry jego zespołowi udało się obronić przed porażką, zachować cenne czyste konto. Powinien być jednak zawstydzony tym, co jego podopieczni zaprezentowali. Czyli… niczym, bo w grze Kolejorza trudno się dopatrzyć czegoś pozytywnego. Przez ponad 90 minut zobaczyliśmy ledwo kilka w miarę składnych akcji, z kilkoma podaniami. Nie widzieliśmy za to groźnych strzałów, udanych dryblingów, rajdów skrzydłami.

Liczba błędów, jakie popełniają piłkarze Lecha, jest zatrważająca. Tak działo się nie tylko w Warszawie. Nawet w Pucharze Polski, w rywalizacji z trzecioligowcem z Bydgoszczy, mimo znacznej przewagi mnożyły się kiksy, niecelne zagrania, proste straty. Z czego to się bierze? Z niedotrenowania, zwykłego niechlujstwa, odwiecznej klubowej tolerancji dla brakoróbstwa? Przy tak niskiej jakości gry nie ma mowy o tym, co trener zapowiadał: kontrolowania meczu, utrzymywania się przy piłce w ataku pozycyjnym, tworzenia zagrożenia.

Wszystko, co w tym sezonie drużyna holenderskiego trenera osiągnęła, wynikało z umiejętności poszczególnych piłkarzy, ujawniających się w różnych fazach rundy jesiennej. Ciekawej gry zespołowej było jak na lekarstwo. Dzięki klasie kilku zawodników udawało się wygrywać, gromadzić punkty. Zabrakło jakości, by wykorzystać słabszą postawę głównych rywali, godzących ligę z Europą. Przy formie sprzed roku Lech miałby nad nimi kilkupunktową przewagę. Teraz musi się martwić, że strata do niespodziewanego lidera znów wzrosła.

Kibice wciąż mają nadzieję, że po dograniu tej nieciekawej rundy wiosna będzie należała do Lecha, który dobrze przygotuje się do drugiej części rozgrywek, wzmocni skład. Nic z tego raczej nie będzie. Nie ma co liczyć na sprowadzenie nowych graczy. Nadzieją na mocniejszy skład jest tylko powrót do gry Hoticia i Dagerstala, ujawnienie się klasy Gholizadeha. Zimowe przygotowania nie muszą dobrze wpłynąć na drużynę. Pamiętajmy, że po żadnej przerwie, ani dłuższej, ani krótszej, Lech van den Broma nie grał lepiej niż przed nią. Zespół potrzebuje czasu na odzyskanie rytmu, w tym czasie traci punkty.

W ostatnich miesiącach van den Brom nie potwierdza dobrej opinii, jaką się cieszył w poprzednim sezonie, gdy Lech fatalnie wystartował, ale potem długo grał w pucharach, załapał się do eliminacji do Ligi Konferencji. Teraz drużyna gra źle. Tak po prostu. Piłkarze o wysokich kwalifikacjach, podobno najwyższych w lidze, nie tworzą mocnej ekipy. Ich potencjał jest marnowany. Bardzo to wszystkich fanów Kolejorza martwi. Jest jeszcze nadzieja, że to się odwróci, ale po takich występach, jak w Warszawie, coraz jej mniej.

Udostępnij:

Podobne

Przedwczesne marzenia?

W ostatnich pięciu meczach, na przełomie 2024 i 2025 roku, Lech zdobył „aż” 4 punkty. Jeszcze w piątek, mimo porażki w Gdańsku, traktowany był jako

Powrót do Poznania i do normalności

Po każdym zaskakująco złym występie Lech zalicza dobre spotkanie. Dużo lepiej niż na wyjazdach czuje się i punktuje na własnym stadionie. Mierząc się z mocnymi