Bez goli w Warszawie. Lech był zbyt słaby, by zagrozić Legii

Trener Lecha zapowiedział, że Lech zagra tak, jak zawsze. Ma utrzymywać się przy piłce, kontrolować mecz, tworzyć okazje bramkowe. Nic takiego nie widzieliśmy. Słabo grający Kolejorz popełnił mnóstwo błędów, przez większą część spotkania chaotycznie się bronił, przeprowadził tylko kilka przyzwoitych ataków, oddał zaledwie dwa celne strzały, zresztą mająca inicjatywę Legia tyle samo. Żaden piłkarz Lecha nie zagrał na swym normalnym poziomie.

Na dokładnie taki skład, jakiego należało się spodziewać, postawił trener Lecha. Niespodzianką nie była nawet obsada lewej obrony. Tym razem nie grał Elias Andersson lecz Barry Douglas, rzadko pokazujący się w tym sezonie na boisku, długo leczący kontuzję. Przyczyną takiego ruchu był zamiar przeciwstawienia się szybkiemu Wszołkowi. Szwed nie jest mistrzem defensywy. W kadrze meczowej nie było podobno już zdrowych Hoticia i Souzy. Gholizadeh spędził mecz na rozgrzewce przy linii bocznej.

Pierwsze minuty upłynęły pod znakiem wzajemnego badania się, ostrożnej gry. Piłka najczęściej znajdowała się w strefie środkowej. Lech miał wielkie problemy z wydostaniem się spod pressingu gospodarzy, który zaczęli stosować po kilku minutach. Mnożyły się błędy i nieporozumienia, zresztą obie strony często się myliły. Po kwadransie błędy Lecha popełniane przed własną bramką omal nie doprowadziły do straty gola. Drużynę uratował Mrozek.

Z czasem zaczęła się ujawniać przewaga Legii, bardziej aktywnej w ofensywie, częściej meldującej się z piłką przed polem karnym Lecha. Kolejorz wciąż miał problemy nie tylko z konstruowaniem akcji, ale i z przedostaniem się przez linię środkową. Jego poczynaniami rządził chaos. Żywiołowość, a raczej nerwowość górowała nad działaniem przemyślanym. Udało się tylko kilka razy dośrodkować z obu skrzydeł. Brakowało przyspieszenia akcji w decydujących momentach, zaskoczenia rywali kilkoma podaniami. Lech próbował szczęścia długimi podaniami, nie wykorzystywał umiejętności swych piłkarzy.

Brakowało jakości w grze, za to mnoży się nerwowe starcia miedzy graczami obu zespołów. Josue brutalnie sfaulował Douglasa, powtarzały się starcia między Velde i Jędrzejczykiem. Po jednym z nich Legia miała rzut wolny. Wykonała go dobrze, po podaniu Josue Lech nie mógł się obronić, piłka wpadła do bramki, na szczęście bramka nie została uznana z powodu pozycji spalonej… Jędrzyjczeka. Wciąż brakowało ładnych akcji, gra robiła się coraz bardziej zacięta, z ostrymi wejściami i twardymi starciami. Sukcesem Lecha było dotrwanie do przerwy bez straty gola mimo słabej gry. Sam okazji bramkowych nie tworzył, oddał tylko jeden słaby, niecelny strzał.

Już minutę po przerwie Lech mógł, a nawet powinien prowadzić. Ba Loua doszedł do długiego podania, pędził na bramkę, mógł strzelać, podawać kolegom, zachował się jednak fatalnie i wywalczył tylko rzut rożny. Powstało po nim zamieszanie, ale Legia się obroniła, strzał Blazicia został zablokowany. To była już inna gra w wykonaniu gości. Pojawił się pressing, były i akcje z wieloma podaniami, energia w ofensywie. Wciąż jednak Legia była groźna, szczególnie po stałych fragmentach, a Lech znów przestał być aktywny w ataku. Tylko raz zagroził Legii, gdy Ishakowi nie udało się zmienić głową lotu piłki.

Wciąż inicjatywa należała do Legii. Apatyczny Lech nie mógł jej zaskoczyć. Nie zaistniał Marchwiński, słabo grał Velde, mylił się też trochę od niego lepszy Ba Loua. John van den Brom na zmianę zdecydował się dopiero 10 minut przed końcem. Nie sięgnął jednak po Irańczyka ani Szymczaka. Postawił na Wilaka, jakby chciał go oswajać z atmosferą ważnego meczu. Młodemu graczowi udało się jedno szybkie wyjście do przodu, został sfaulowany, ale rzut wolny Lech rozegrał partacko. Im dłużej trwał mecz, tym mnie był groźny. Dopiero na ostatnie minuty, a raczej sekundy trener wpuścił na boisko Szymczaka, a potem jeszcze Sobiecha. Niczego zmienić nie mogli. Końcowy gwizdek piłkarze i kibice Lecha przyjęli z ulgą.

Udostępnij:

Podobne

Drużyna mocna, ale niekompletna

Gdyby można było rozegrać całą rundę wiosenną korzystając z jedenastu piłkarzy, Lech miałby wielkie szanse dowieźć ligowe prowadzenie do końca sezonu. Problem w tym, że