Następca Karlstroma „ma wszystko, by wyróżniać się w Ekstraklasie”

Lech na rynku transferowym, jak się okazało, był aktywny do ostatnich godzin. W ekstraklasowy deadline day ogłosił pozyskanie Stjepana Loncara, mającego załatać lukę po sprzedanym do włoskiego Udinese Jesperze Karlstromie. 27-letni Bośniak to doświadczony defensywny pomocnik mający w dorobku występy w reprezentacji kraju i europejskich pucharach. Dwukrotnie poznał smak mistrzostwa Węgier, wygrał tam też krajowy puchar, podobnie jak w Chorwacji i Kazachstanie.

Przenosiny do Chorwacji i rozbłysk talentu. „Był istotnym i wyróżniającym się graczem”

22-letni Stjepan Loncar po bardzo dobrej grze w ojczystym Sirokim Brijegu, jako młody utalentowany pomocnik przeniósł się do chorwackiej Rijeki. Od razu, w pierwszym sezonie zaczął tam udowadniać swoją wartość. Szybko wywalczył miejsce w pierwszym składzie, notował bardzo udane występy dokładając do tego liczby w ofensywie. Jego dyspozycja w Dalmacji zwróciła uwagę Roberta Prosinieckiego – ówczesnego selekcjonera jego kadry narodowej. Ten 5 września 2019 roku pozwolił mu zadebiutować w wysoko wygranym meczu z Liechtensteinem.

– Do Rijeki Stjepan Loncar przychodził jako wyróżniający się młody zawodnik z ligi bośniackiej i bardzo dobrze wpasował się w zespół, który w tym czasie stanowił o sile ligi. Nie użyję stwierdzenia, że był gwiazdą rozgrywek, ale na pewno był istotnym i wyróżniającym się graczem. Jeśli chodzi o specyfikę gry, kluczowym jest rozegranie piłki i siła. W Rijece w tych najważniejszych momentach nie zawodził i strzelał bramki czy to przeciwko Hajdukowi, czy Dinamu. Zawodnik w pełni uniwersalny. Rozegra, przytrzyma, strzeli bramkę bezpośrednio z rzutu wolnego czy z główki. Pytanie, jaki Lech będzie miał plan na tego zawodnika – opisuje pobyt Loncara w Chorwacji Jan Chodziński współprowadzący stronę „Piłkarskie Bałkany”.

W następnych rozgrywkach tylko umocnił swoją pozycję, stając się jeszcze ważniejszym elementem układanki, rzadko opuszczając pole gry. Duże zaufanie, jakie otrzymał od Igora Biscana, a później od Simona Rozmana wykorzystywał w najlepszy możliwy sposób stając się prawdziwym liderem środka pola i całej drużyny, dokładając wiele do dobrych wyników klubu. Podobnie było w trzecim i dla niego ostatnim sezonie w barwach klubu z Chorwacji. Wyróżniał się na tle konkurentów, czym zapracował na transfer do węgierskiego Ferencvarosu.

– Podczas pobytu w Rijece zdobył 2 puchary Chorwacji i wicemistrzostwo. Raczej nie zdarza się zbyt często, by piłkarze z Rijeki, Splitu czy Dinama przechodzili do któregoś z rywali. Zazwyczaj są to transfery zagraniczne. W Rijece miał świetny okres, wyróżniał się, to zaowocowało grą w reprezentacji Bośni i Hercegowiny i przejściem do Ferencvarosu, co nie było samo w sobie złą decyzją – opisuje jego osiągnięcia ekspert od piłki chorwackiej.

Rekordowy transfer i niespełnione oczekiwania. „Nie pokazał niczego ekstra”

Po trzech sezonach spędzonych w chorwackiej Rijece przeniósł się do Budapesztu, do tamtejszego Ferencvarosu. Mówi się, że za kwotę opiewającą na 2,5 miliona Euro, która do tego lata była rekordowym zakupem w skali dominatora OTP Bank Ligi. Tam już od początku nie wszystko szło tak, jakby to Bośniak sobie wymarzył. Nie zdołał na stałe przebić się do podstawowego składu, grał regularnie, jednak był zawodnikiem głównie rotacyjnym. W mniej więcej podobnych proporcjach zaczynał od pierwszego gwizdka arbitra, wchodził w drugiej części i w ogóle nie pojawiał się na boisku, obserwując mecz z perspektywy ławki rezerwowych. 

– Ogółem dosyć trudno opisać styl gry Stjepana Loncara, bo przed przyjściem do Ferencvarosu był chwalony za grę w defensywie, z kolei w ostatnim sezonie dawał najwięcej w ofensywie. Po powrocie z wypożyczenia do Astany strzelił w rundzie wiosennej ubiegłego sezonu pięć bramek. Myślę, że jego atutem w ofensywie może być szybkość w podejmowania decyzji oraz wzrost w przypadku stałych fragmentów gry. Z drugiej strony wydaje mi się, iż Loncar zbyt często jest poza grą – charakteryzuje pomocnika Maurycy Mietelski prowadzący „Węgierski futbol”.

– Uważam, że dobrze sobie poradzi, jeśli chodzi o grę na wysokiej intensywności i zakładanie wysokiego pressingu. Warunki ku temu posiada i na pewno nie jest to zawodnik, który boi się wziąć grę na siebie – dodaje Jan Chodziński.

Na początku drugich rozgrywek na węgierskich boiskach został negatywnie zweryfikowany i odsunięty od gry. Skutkowało to wypożyczeniem do belgijskiego Kortrijk, gdzie regularnie pojawiał się na boisku i przekroczył liczbę tysiąca minut, jednak znów nie zrobił furory, więc po rocznej przygodzie w Beneluksie wrócił do zaprzyjaźnionego z Polską kraju.

– Zdecydowanie wyróżniała go wspomniana już przeze mnie skuteczność pod bramką przeciwnika. Przy jego wzroście można było spodziewać się, że będzie najgroźniejszy we wspomnianej grze głową, a tymczasem podłączał się pod akcje ofensywne i jak rasowy napastnik wykorzystywał sytuacje stworzone przez kolegów. Co prawda najważniejsze jest to, co pokazuje się już w czasie meczów, ale Loncar był ponadto chwalony za ciężką pracę na treningach – mówi nam Mietelski o atutach 27-latka. 

Po powrocie do klubu nawet nie dostał kolejnej prawdziwej szansy. Niemal od razu został wysłany na kolejny czasowy transfer. Tym razem do dalekiego Kazachstanu, a konkretnie do mistrza ze stolicy kraju, Astany. Po raz kolejny powtórzył się scenariusz znany z poprzednich sezonów. Gwiazdorem nie został, ale trener pozwalał mu na regularne występy.

– Loncar był na pół roku wypożyczony do Astany z Ferencvarosu i bardzo pomógł temu klubowi awansować do fazy grupowej Ligi Konferencji w zeszłym sezonie. Strzelił ważnego gola w ostatniej rundzie eliminacji z Partizani Tirana w pierwszym meczu, wygranym u siebie 1:0. Nie był gwiazdą zespołu, bardziej solidnym graczem środka pola. Po 18 meczach dla tego klubu wrócił do Ferencvarosu – przybliża nam postawę Loncara w Kazachstanie Łukasz Bobruk prowadzący profil „Piłką w okno na wschód”.

Według liczb najlepszą rundę – przynajmniej w ofensywie – zanotował właśnie na wiosnę po powrocie z Kazachstanu. Znalazł uznanie w oczach Dejana Stankovicia, który często desygnował Loncara do podstawowego składu, a ten odwdzięczył mu się 5 bramkami i 4 asystami w 12 meczach. Nowe rozgrywki zaczęły się od przenosin tego szkoleniowca do Spartaka Moskwa. Jego następca kompletnie nie uwzględnił Bośniaka w swoich planach, o czym najlepiej świadczy fakt, że ani razu nie znalazło się dla niego miejsce nawet wśród zawodników rezerwowych.

– Z jednej strony Loncar, grając wiosną tego roku, wzmocnił ofensywę drużyny, ale z drugiej, w przekroju całych spotkań, najczęściej się nie wyróżniał. Wspomniane bramki z mało wymagającymi ligowymi rywalami nie zmieniają faktu, że nie pokazał niczego „ekstra”, a jednak tego należy wymagać od zawodnika, który dopiero od kilku dni nie dzierży już miana najdroższego zawodnika w historii Ferencvarosu – mówi o przyczynach ostatecznego skreślenia Stjepana Loncara przez Ferencvaros ekspert od węgierskiej piłki.

– Być może zbyt duża konkurencja w Ferencvarosu była powodem tego, że aż tak często nie występował i trafiał na wypożyczenia. Tu pojawia się też moja obawa, że daleko od domu sam Stjepan nie czuje się zbyt pewnie. Pobyty w zagranicznych klubach, a w tym wypadku tych, w których nie mówi się po chorwacku, nie były już tak spektakularne, jak w Rijece. To tylko takie moje przypuszczenie i chciałbym, żeby podczas gry w Poznaniu Lonar bardczo szybko wyprowadził mnie z tego zdania – rozważa przyczyny niepowodzenia Loncara na Węgrzech Chodziński.

Skok do rozpędzonej maszyny Frederiksena. Co czeka Loncara w Poznaniu?

Bośniak podpisał roczny kontrakt, w którym znajduje się możliwość przedłużenia o następne 12 miesięcy. Na początku musi nadrobić zaległości treningowe, a bardzo możliwe, że początkowo zadebiutuje w rezerwach, żeby odzyskać rytm meczowy. Gdy już minie czas na dostosowanie się do nowych okoliczności, to o miejsce w składzie rywalizował będzie z Radosławem Murawskim.

W tej sytuacji wszystko zależy od tego, czy Bośniak nawiąże do dyspozycji, jaką prezentował przed transferem do Ferencvarosu. Gdy zacznie grać jak w Rijece, powinien stać się kluczowym zawodnikiem środka pola, współtworząc z Antonim Kozubalem czołowy duet w lidze. Nawet jeśli tak się nie stanie, to znany jest z tego, że poniżej pewnego poziomu nie schodzi utrzymując solidność w grze i zawsze dając coś na plus pod bramką przeciwnika.

– Podkreślę jeszcze raz, że jest to wartościowy zawodnik, który ma wszystko by wyróżniać się w Ekstraklasie już od pierwszego spotkania. W innych ligach tego jednak nie potrafił udowodnić i jestem bardzo ciekawy, jak przedstawi się kibicom w Polsce – puentuje współprowadzący „Piłkarskie Bałkany”.

Mikołaj Duda

Udostępnij:

Podobne

Nieprzyjazne wyniki meczów przyjaźni

Mecze Lecha z Arką Gdynia, Cracovią, wcześniej z Zagłębiem Lubin zawsze odbywają się w wyjątkowej atmosferze. Kibice obu drużyn często mieszają się, nie zasiadają w

Udany weekend pań z Lecha

W sobotę na Morasku juniorki Kolejorza – Lech UAM U18 Poznań, pokonały Medyk Konin U18 i są liderkami tabeli (na zdjęciach). Wynik – 6:1 (5:0).

Mirosław Jankowski nie żyje

Z Lechem Poznań był związany w latach 1976-1990, a więc w okresie, gdy klub wypływał na szerokie wody, wywalczył awans do ekstraklasy, pierwsze mistrzostwa krajowe