Najwyższy czas zacząć punktować. Mecz z Piastem ligowym przełomem?

Zakwalifikowanie się do pucharowej grupy, jako jedynej polskiej drużyny, wzmocniło Lecha i przyniosło ulgę tym, co jego wynikami żyją. Trochę mniej teraz pamiętają o tym, że miał sprzyjający układ meczów, jest osłabiony kadrowo i źle przygotowany do sezonu, piłkarzom daleko do formy, a trener za bardzo im nie pomaga. Godzenie ligi z pucharami będzie trudne. Przekonamy się o tym już w niedzielę. Mecz z Piastem ma być przełomowy. Wóz albo przewóz.

Piast Gliwice sezon ligowy zaczął równie kiepsko, jak Lech, ale potem się ogarnął i gra coraz lepiej, zaczął punktować, strzela ładne bramki, ma w składzie snajpera Wilczka i Damiana Kądziora, który byłby teraz w Lechu, gdyby klubem rządzili ludzie zainteresowani jego powodzeniem. Niezależnie od wyniku, kibice Kolejorza grze Kądziora będą się przyglądać z zainteresowaniem i z poczuciem żalu. Dyrektor sportowy i właściciel znów mogą się spodziewać reakcji Kotła na sposób zarządzania klubem.

Lechowi uciekło już tyle punktów w lidze, że nie może sobie pozwolić na dalsze straty. Trzeba wreszcie coś wygrać, przezwyciężyć brak formy, problemy z organizacją gry, z przeprowadzaniem akcji ofensywnych i ich finalizowaniem. Właściwie z wszystkim, bo obrona jest tylko teoretyczna. Nadzieja w powrocie do zespołu Milicia. Wypożyczony okazyjnie Dagerstal niewiele Lechowi daje. Ostatni pucharowy mecz przesiedział na ławce, trener w kluczowym meczu wolał zaufać nastolatkowi Pingotowi. Daje to poważnie do myślenia.

Zmorą Lecha są kontuzje. Kiedy sytuacja wydaje się poprawiać i nie trzeba już sztukować obrony, następują nowe zdarzenia. Ishak zagrał w Luksemburgu źle, zaliczył widowiskowe pudło, boisko opuścił z bolącym mięśniem. Może się okazać, że Lechowi brakuje napastnika, bo młody Szymczak to jeszcze nie ta klasa. W tym czasie w Niemczech bryluje Dawid Kownacki, który w Poznaniu się odbudował po ciężkiej kontuzji, złapał wysoką formę. Chciał tu dalej grać, kierownictwo Fortuny Duesseldorf przyjęłoby godziwą, wcale nie wygórowaną ofertę, ale takiej nie było. Właściciel Lecha nie był „Kownasiem” zainteresowany, ku jego rozczarowaniu.

Wydanie kasy na tego napastnika, zapłacenie za dobrego bramkarza zamiast wypożyczenia byle jakiego, sprowadzenie Kądziora zamiast uprawiania gry w ciuciubabkę z władzami Piasta – to wszystko było w zasięgu Lecha, nie doprowadziłoby go do bankructwa. Klub wybrał inną drogę. Zaoszczędził, ale drogo za to zapłaci. Przy solidnej kadrze wyjście z grupy Ligi Konferencji nie byłoby nierealne, możliwe też byłoby godzenie Europy z ekstraklasą.

Lepiej sobie nie wyobrażać sytuacji van den Broma, gdyby Lech w niedzielę znów stracił punkty. Za trzy dni ma trudny mecz w Gdańsku, gdzie o zwycięstwo, przy takich kadrowych ubytkach, będzie jeszcze trudniejsze. Trzymanie w klubie nałogowo przegrywającego w lidze trenera grozi już nie tylko wybuchem wściekłości fanów, ale i poważniejszymi konsekwencjami. Koszty czerwcowej i lipcowej bierności przy budowie zespołu mogą być bolesne.

Właśnie dlatego Lech nie ma wyjścia, z Piastem musi bezwzględnie wygrać, choćby i przyszło mu stanąć na głowie. Piłkarzom wiele do dobrej dyspozycji brakuje, jednak odpuścić nie mają prawa. Także trener jest chyba świadomy, że wyczerpał limit porażek, każda następna może być jego ostatnią. Kto zjawi się na stadionie, jeszcze jednego rozczarowania nie zaakceptuje.

Udostępnij:

Podobne

Przedwczesne marzenia?

W ostatnich pięciu meczach, na przełomie 2024 i 2025 roku, Lech zdobył „aż” 4 punkty. Jeszcze w piątek, mimo porażki w Gdańsku, traktowany był jako

Powrót do Poznania i do normalności

Po każdym zaskakująco złym występie Lech zalicza dobre spotkanie. Dużo lepiej niż na wyjazdach czuje się i punktuje na własnym stadionie. Mierząc się z mocnymi