To miało być zwykłe nadrobienie ligowej zaległości. Tymczasem wtorkowy mecz Lecha z Jagiellonią będzie miał fundamentalne znaczenie dla ligowej czołówki, może wyłonić nowego lidera. Przed Lechem stoi duża szansa zrównania się punktami z prowadzącym Śląskiem, rewelacją początku rozgrywek. Trzeba jednak pokonać Jagiellonię, drugą rewelację, która powalczy o samodzielne prowadzenie w tabeli..
Gdyby Lech grał tak, jak rok temu, moglibyśmy być spokojni o wynik tego spotkania. Niestety, sporo mu do tego brakuje, mimo w miarę dobrego punktowania. Klasa graczy ofensywnych pozwala na zdobywanie bramek, ale niepewna, nieskoordynowana obrona nie potrafi powstrzymać ataków nawet tych zespołów, które na wyjazdach trafiają niezwykle rzadko. W sobotę ŁKS strzelił przy Bułgarskiej jedną ze swych dwóch wyjazdowych bramek, a niewiele mu brakowało do zdobycia jeszcze jednej i postawienia Lecha w trudnej sytuacji.
Defensorzy Lecha raz po raz popełniają błędy, na domiar złego Mrozek nie jest tym samym bramkarzem, który jeszcze kilka miesięcy temu z poważnych opałów ratował Stal Mielec. Broni tylko co drugi strzał kierowany w stronę jego bramki. Nie popełnia drastycznych błędów, ale brakuje mu pewności, spokoju, w dodatku źle gra nogami. Nie tak dawno temu od ludzi z klubu słyszeliśmy zapewnienia, że Lech będzie grać nowocześnie, potrzebuje więc bramkarza dobrze posługującego się nogami. Mrozek jest tego żywym zaprzeczeniem, ale do zmiany na tej pozycji, czyli wyrażenia wotum nieufności wobec młodego zawodnika, raczej nie dojdzie.
W ubiegłym sezonie Lech dwukrotnie ograł Jagiellonię. Wygrał z nią przy Bułgarskiej 2:0 w ostatnim meczu przy niemal stuprocentowej frekwencji, a wcześniej, późną jesienią, przełamał wieloletnią klątwę białostocką pokonując „Jagę” 2:1. W tamtym meczu (podobnie zresztą jak w tym majowym) był zespołem zdecydowanie lepszym. Niespodziewanie przegrywał po golu swego wychowanka Mateusza Skrzypczaka, ale wyrównał, nieustannie nacierał, tuż przed końcem Szymczak dał mu zwycięstwo. Wciąż potem atakował nadziewając się na kontry gospodarzy, co nie było rozsądne, ale John van den Brom twierdził, że nie chce ograniczać ofensywnych inklinacji swych podopiecznych.
Od tego czasu sporo się zmieniło. Jagiellonia okazała się zespołem mądrze budowanym i prowadzonym, strata Guala nie wyszła jej na złe. Gra kombinacyjnie, szybko i skutecznie, ładnie dla oka, do czego Lech dopiero dąży. Jest w ścisłej ligowej czołówce, szczególnie dobrze spisuje się u siebie, ale i na wyjazdach potrafi punktować. Lech natomiast postępów nie zrobił. Mocno rozczarował swych fanów pożegnaniem Europy, o klęsce w Szczecinie już nie wspominając. Wydał niemałe pieniądze na nowych graczy, którzy jednak ligi, póki co, nie zawojowali. W wielu meczach brakuje mu pomysłów na ofensywę. Na szczęście czołowi gracze mają wystarczająco dużo jakości, by przeprowadzić choćby kilka szybkich i skutecznych akcji i zrekompensować błędy w obronie.
Liga w tym sezonie dziwnie się układa. Wydawało się, że solidna kadrowo Legia nie będzie miała przeciwników. Zatrzymała się jednak w wygrywaniu, poniosła cztery porażki, a szczególnie bolesna była ta ostatnia, wrocławska. Zawodzi też Raków. W Częstochowie wiedzą już, ile im brakuje do klasy europejskiej, liga też okazuje się trudnym wyzwaniem. Właśnie dlatego tak wysoko stoją akcje Śląska i Jagielloni, a Lech bardzo szybko może dogonić lidera. Musi jednak dokonać tego, co jeszcze rok temu było łatwe – wygrać z Jagiellonią. Kluczowe będzie uchronienie się przed sprawnie wyprowadzanymi kontratakami.