Intuicja zamiast jakości. Na razie to się broni

Trzy ligowe zwycięstwa rozwiały czarne chmury gromadzące się nad Lechem. Jego gra coraz bardziej przypomina to, do czego zdążyliśmy się przyzwyczaić w ubiegłym sezonie. Na razie nie widać zmiany stylu, nowy trener nie nadaje drużynie własnego piętna, miał na to zresztą mało czasu i zajmowała go przede wszystkim odbudowa zrujnowanej formy piłkarzy. Jeżeli czymś różni się od Macieja Skorży, to nieprzewidywalnością, podejmowaniem decyzji niekonwencjonalnych.

Poprzedni trener zawsze kierował się racjonalnością, jego wybory były głęboko przemyślane, poprzedzone analizą. Minimalizował, a przynajmniej starał się minimalizować ryzyko pomyłki. Miał tylko jeden cel: wygrywanie meczów, zdobywanie punktów, a jeśli cokolwiek mogło to utrudnić, wybierał inne rozwiązanie. Dla niego nie wchodziło w grę zostawienie na ławce zawodnika jego zdaniem lepszego, więcej mogącego dać drużynie, by dać szansę temu, który łaknie gry. Indywidualne potrzeby zostały podporządkowane drużynie.

Właśnie dlatego jednym z głównych problemów Macieja Skorży było obłaskawienie tych zawodników, którzy mimo swej klasy, przewyższającej ligową średnią, mecz po meczu spędzali na ławce rezerwowych. Wtedy jeszcze Lech miał skład szeroki, nieco nawet ponad potrzeby, ale trener traktował to jako element przygotowania klubu do rywalizacji na kilku frontach. Dziś taka kadra byłaby zbawieniem. Niestety, władze klubu nie stanęły na wysokości zadania i nowy trener ma takie same problemy, z jakimi zmagał się Dariusz Żuraw. Cały mistrzowski sezon został zmarnowany przez destrukcyjne działanie ludzi, od których zależy przyszłość Lecha.

John van den Brom nie ma komfortu poprzednika. Kadra jest skromniejsza i dużo mniej wyrównana. Trener w kilku ostatnich meczach dał szansę zawodnikom, o których nie można powiedzieć, że wygrywają rywalizację o miejsce w składzie. Maciej Skorża prawdopodobnie nazwałby takie decyzje nieracjonalnymi, ale skutki są zadziwiająco dobre. Lech wygrywa mimo słabych ogniw. Mecz po meczu ławę grzał zdrowy, szukający formy Amaral, bo trener stawiał na Marchwińskiego. Nie wiemy, jak skończyłby się mecz z Widzewem, gdyby „Marchewa” nie musiał szybko opuścić boiska. Zwycięstwo zapewniły Lechowi gwiazdy – Amaral i Ishak. Zaczęli na ławce. Skończyli jako ojcowie sukcesu. Kilka dni wcześniej w Gdańsku Lech świetnie sobie bez nich poradził.

Van den Brom bez wahania stawia na słabszych graczy wierząc, że staną na wysokości zadania. Regularnie grający Velde jest lepszy niż za Skorży. Kto wie, czy podobną drogą nie pójdzie „Marchewa”. Akcje ofensywne napędza dynamiczny i coraz pewniejszy w grze Skóraś, do niedawna wiecznie rezerwowy. Na razie wyniki bronią trenerskie decyzje, ale najtrudniejsze wybory dopiero przed nim. Co czwartek trzeba będzie rozegrać trudny mecz pucharowy, by w niedzielę zejść na ziemię, czyli na krajowe podwórko i nie trwonić punktów. Obecna kadra nie gwarantuje sukcesów, jest dziurawa i źle wyważona. Być może jedyną dla niej szansą będą nieoczywiste trenerskie wybory. Gdy brakuje piłkarskiej jakości, bo zarząd klubu ma inne priorytety, trzeba stawiać na ludzi potrafiących to docenić.

Ludzie od lat funkcjonujący w futbolu, tacy jak Zbigniew Boniek stwierdzają, że mimo ostatnich zwycięstw w Lechu nie widać jeszcze ręki van den Broma. I to się szybko nie zmieni. Holenderski szkoleniowiec nadaje drużynie tylko ogólny kierunek, każe grać do przodu, z rozmachem i kontrolą nad przebiegiem wydarzeń, ale w szczegóły się nie wdaje. Na wprowadzenie nowych taktycznych rozwiązań musi poczekać na powrót do treningów. Do końca jesieni piłkarze Lecha będą dzielić czas między przygotowania do meczów i regenerację po nich.

Józef Djaczenko

Udostępnij:

Podobne