Jak to dobrze, że pierwszy mecz udało się wysoko wygrać, bo w rewanżu Lech zagrał źle, kunktatorsko, bez większego zaangażowania, za to z poważnymi osłabieniami w składzie. Takiego rywala, jak Dinamo Batumi powinien pokonać bez wysiłku, męczył się jednak walcząc nie z nim, lecz własnymi słabościami. Stracił bramkę, ale zdołał wyrównać i uniknąć kompromitacji.
Bez Ishaka Lech wyszedł na to spotkanie, co stanowiło jedyną zmianę w składzie w stosunku do poprzedniego meczu. Defensywa została sklecona identycznie, nic nie zmieniło się także w środku boiska, natomiast w ataku wystąpił Filip Szymczak. Wystawienie niemal identycznego składu wynikało przede wszystkim z braków kadrowych.
Od początku był to inny mecz niż w Poznaniu. Bez porównania lepiej prezentowało się Dinamo, grało ofensywnie, atakowało składnie, choć tylko do pola karnego, nie tworzyło okazji bramkowych. Gruzini pokazali się z lepszej strony, ale to nie znaczy, że są klasowym zespołem. Lech powinien sobie łatwo z nim poradzić. Był skupiony, uważny, nastawiony na przechwytywanie piłki, ale kiedy już się to udało, akcje ofensywne się nie zawiązywały. Mnożyły się niecelne podania i złe rozegranie. Przepadały okazje do szybkich kontrataków, gdy aż się o nie prosiło.
Podobnie jak w Poznaniu, w ofensywie Lecha wyróżnił się Skóraś. Potrafił mijać przeciwników, ale z tym przesadzał, bawił się w dryblingi, gdy mógł podawać lub próbować zaskoczyć bramkarza strzałem. Nawet atakując trzeba było pamiętać o defensywie, bo gospodarze nie zwlekali z wyprowadzaniem ataków, a obrona Lecha od tygodni jest w strzępach. Po 20 minutach Dinamo po szybkim ataku oddało pierwszy celny strzał. Na posterunku był Rudko. Po kilku minutach sytuacja powtórzyła się.
Mecz był wyrównany, żadna z drużyn nie potrafiła narzucić rywalowi swych warunków. Lechowi do przejęcia inicjatywy brakowało jakości. Fatalne straty, i to seryjnie, notował Amaral. Za każdym razem prowokowało to przeciwnika do szybkiego ataku. Pod koniec pierwszej połowy spotkania Lechowi udało się wreszcie przejąć piłkę na dłużej, swobodnie ją rozgrywać. Zagrożenia z tego pod bramką gospodarzy nie było. Aż zęby bolały, gdy patrzyło się na niektóre akcje Lecha, zmarnowane szanse na ofensywę, katastrofalne podania.
W pierwszej połowie Lechowi najbardziej zależało na zwalnianiu gry, nie wykazywał żadnej determinacji w ataku, chciał po prostu spokojnie przetrwać. W drugiej Lech grał jeszcze spokojniej, ale lepsza drużyna łatwo by go skarciła. Obrona pozwalała sobie na dramatyczne błędy i nieporozumienia. W ataku było jeszcze gorzej, można to nazwać kompletnym partactwem. Velde potykał się o własne nogi, był coraz słabszy, aż trener wymienił obu skrzydłowych na Citaiuszwili’ego i Marchwińskiego.
Chwilę potem kunktatorstwo Lecha zostało ukarane. W pozornie niegroźnej akcji Satka fatalnie interweniował po dośrodkowaniu, minął się z piłką, a gracz Dinama głową pokonał Rudkę. Po tej stracie Lech nic, ale to nic nie grał lepiej. Dziecinnie łatwo tracił piłkę, był bezradny i zniechęcony własną słabością. Nie udawały się akcje ofensywne, więc rezerwowy Czerwiński, grający z konieczności na skrzydle, spróbował szczęścia strzałem z 20 metrów. Było warto, bramkarz piłki nie zatrzymał i był remis.
Do końca nic się już nie zmieniło. Niemrawe ataki Lecha nie przyniosły powodzenia, a bardziej energiczni Gruzini byli za słabi, by coś wskórać. Kolejorz nie popełnił więcej poważnych błędów i w piątek wraca do Poznania z awansem wywalczonym już tydzień temu.
Dinamo Batumi – Lech Poznań 1:1 (0:0)
Bramki: Mate Wacadze 64 – Alan Czerwiński 76
Żółte kartki: Dżigauri, Mamuczaszwili – Kwekweskiri, Karlström.
Dinamo: Micheil Alawadze, Wladimer Mamuczaszwili, Giorgi Rechwiaszwili, Irakli Azarow, Zuriko Dawitaszwili (89 Grigol Czabradze), Benjamin Teidi, Sandro Altunaszwili (78 Guga Palawandiszwili), Milan Radin (72 Irakli Bidzinaszwili), Flamarion (78 Giorgi Panculaia, mate Wacadze (72 Dżaba Dżigairi).
Lech: Artur Rudko, Joel Pereira (82 Antoni Kozubal), Lubomir Satka, Barry Douglas, Pedro rebocho (82 Maksymilian Pingot), Kristoffer Velde (61 Gio Citaiszwili), Jesper Karlstrom, Nika Kwekweskiri, Joao Amaral (73 Alan Czerwiński), Michał Skóraś (61 Filip Marchwiński), Filip Szymczak.
Sędziował Igor Stojcevski (Macedonia Północna).