Całe spektrum wyników i nutka optymizmu. Debiutanckie mecze trenera Nielsa Frederiksena

10 punktów po 5 kolejkach i tylko przez bilans bramkowy Lech nie zajmuje miejsca na fotelu lidera. Tak najogólniej można podsumować start sezonu w wykonaniu Lechitów. Zagłębiając się w sposób grania, decyzję personalne czy statystyki już rysuje się obraz – w dużej mierze zgadzający się ze słowami ekspertów od duńskiej piłki – który pokazuje, w jakim kierunku będzie zmierzała ta drużyna podczas kadencji Nielsa Frederiksena.

Intensywność, intensywność i jeszcze raz intensywność. Nowy pomysł na grę Kolejorza 

To, co najbardziej rzuca się w oczy porównując ostatnie mecze do wiosennej drużyny Mariusza Rumaka, to gra w każdym elemencie jest szybsza. W fazie defensywnej Lechici mają za zadanie jak najszybciej – czyli najbliżej bramki przeciwnika – odebrać piłkę. Gdy już się uda ją odzyskać, to w fazie przejściowej muszą w jak najkrótszym czasie stworzyć zagrożenie i skończyć akcję strzałem na bramkę przeciwnika.

Ciężko już się dopatrzeć bezcelowego rozgrywania piłki od lewej do prawej, z czego wiele nie wynikało. Większość podań jest zaplanowanych i z konkretnym celem do osiągnięcia. Poza wrażeniem optycznym potwierdzają to statystyki porównywane z rundą wiosenną. Spadło posiadanie piłki, ale wzrosła liczba podań i ich celność. Nietrudno z tego wywnioskować, że Lech chce szybciej kończyć akcję, a piłka ma krążyć zdecydowanie bardziej dynamicznie. Dokładniej i częściej niż dotychczas mają być posyłane zagrania progresywne zdobywające przestrzeń. Zmniejszyła się także liczba dośrodkowań, jednak wzrosła ich jakość. Postawiono na celne wrzutki z przygotowanych pozycji zamiast bezcelowego kopania szukając możliwości, że akurat od kogoś się piłka odbije i wpadnie do siatki.

Do takiego stylu gry niezbędni są zawodnicy w nienagannej formie fizycznej i motorycznej. To podczas obozu przygotowawczego również udało się poprawić. Nawet ci sami piłkarze, przy odpowiednim treningu, potrafią biegać szybciej i więcej. Spowodowane jest to także bardziej rygorystycznym podejściem do sposobu odżywiania się zawodników oraz kontrolowaniem nadmiarowej ilości tkanki tłuszczowej. Widać to także w statystykach biegowych. Zawodnicy Kolejorza w pierwszych meczach nowego sezonu przebiegli średnio o 6 kilometrów więcej niż podczas kadencji Mariusza Rumaka.

Asymetryczność sposobem na zdobywanie bramek? Innowacyjna taktyka duńskiego szkoleniowca 

U poprzednich trenerów obaj skrzydłowi pełnili na boisku bardzo zbliżone role. W początkowym okresie pracy Nielsa Frederiksena wygląda to zupełnie inaczej. Ustawiony po prawej stronie ma schodzić do środka będąc niejako drugim ofensywnym pomocnikiem, tworząc przy tym korytarz dla Joela Pereiry. W tej roli mieli okazję się sprawdzić Filip Szymczak, Dino Hotić, w ostatnim meczu z Zagłębiem szansę otrzymał Ali Gholizadeh. 

Skrzydłowy ustawiony po drugiej stronie ma grać jak najbliżej linii bocznej boiska szukając miejsca i okazji do szybkiego zaatakowania strefy za plecami obrońców. Ten pomysł nie jest zbyt efektywnie wykonywany z powodu braku jakościowych zawodników. Na tej pozycji trwa rywalizacja Adriela Ba Louy z Danielem Hakansem. Póki co Iworyjczyk utrzymuje miejsce w podstawowym składzie, jednak złych zagrań ma o wiele więcej niż jakichkolwiek pozytywnych sygnałów.

Kompletnie odmiennie ustawiają się także boczni obrońcy. Skrajnie z lewej strony z reguły występuje Michał Gurgul, który gra nisko w linii ze stoperami szukając opcji do rozegrania w środku pola lub prostopadłą piłką na jeden z bocznych sektorów. Etatowy prawy defensor, Joel Pereira ma wykorzystywać wspomniany korytarz, przesuwając się znacznie wyżej i gdy dostaje piłkę może poszukać wrzutki najczęściej na napastnika lub zdecydować się na zagranie wsteczne do któregoś z zawodników znajdującego się przed polem karnym rywala.

Nowe rozdanie po odejściu podstawowych zawodników. Kim będą nowi liderzy Kolejorza?

Obecnie ta drużyna ma twarz Mikaela Ishaka. Szwed nawiązuje do swojej najwyższej formy będąc zdecydowanie najlepszym i najważniejszym graczem. Bez kapitana sypie się wszystko. Nie ma kto kierować pressingem, pomagać w kreacji, ale przede wszystkim zamieniać sytuacje na zdobyte bramki. Wszystko wygląda w miarę dobrze dopóki Ishak jest zdrowy i w formie, gdy go zabraknie – jak w meczu z Rakowem – nie funkcjonuje zupełnie nic. O obu jego zmiennikach powiedziano już całkiem sporo, dlatego możemy powstrzymać się od komentowania poczynań boiskowych Filipa Szymczaka i Bryana Fiabemy.

Niels Frederiksen doskonale zdaje sobie sprawę, że potrzebuje wykreować nowych liderów, którzy wezmą na boisku i poza nim odpowiedzialność za drużynę. Niewątpliwie na dyrygenta środka pola namaszczony został młody Antoni Kozubal pokazujący duże umiejętności i potencjał wskazujący, że zdobywając doświadczenie stanie się jeszcze lepszy. Nowym Joao Amaralem z najlepszych czasów ma zostać Afonso Sousa. Portugalczyk zaczyna powoli się rozkręcać i wygląda na to, że duński trener ma dokładny pomysł, jak wreszcie uczynić go gwiazdą Lecha. 

Możliwości piłkarskie na ciągnięcie drużyny do kolejnych zwycięstw mają też Dino Hotić i Ali Gholizadeh. Obaj wyszli z problemów zdrowotnych i przy odpowiednio dużym zaufaniu i odrobinie szczęścia są w stanie pokazać jeszcze dużo efektywnej jakości. Żaden z dotychczasowych nowych nabytków nie ma prawa stać się liderem. Jedynie Alex Douglas rokuje, że dopiero w przyszłych sezonach może przewodzić defensywą, a Filip Jagiełło może stać się ważnym elementem, jednak mocno wątpliwe jest, żeby stał się prawdziwą gwiazdą Ekstraklasy, a nawet drużyny.

Wielu kibiców czy ekspertów jest wręcz zszokowanych, że pomimo tak fatalnej gry, jaką prezentuje Adriel Ba Loua ten wciąż jest dla Nielsa Frederiksena bardzo istotnym graczem. Patrząc szerzej, można znaleźć wytłumaczenie takiej decyzji. Duńczyk może próbować zakomunikować przełożonym, że ma tak wybrakowaną kadrę, że najlepszym wyborem do podstawowego składu jest regularnie zawodzący Iworyjczyk. Możliwe, że ma jeszcze jakieś resztki nadziei, że uda mu odbudować tego zawodnika, a mając poza nim tylko Daniela Hakansa praktycznie nic nie ryzykuje. Niemniej trener potrafi doskonale ocenić, co się dzieje na boisku i widzi, jakie elementy trzeba wymienić, więc prędzej lub później ograniczy czarnoskóremu skrzydłowemu szansę na grę.

Na co stać tę drużynę? Do sukcesu zabraknie jakości 

Jak już to było wspominane, Niels Frederiksen ma arcytrudne zadanie. Nie dostał odpowiednio szybko jakościowych wzmocnień, tylko musi liczyć, że na sam koniec okna transferowego, po rozegraniu kilku ligowych kolejek, może otrzyma wartościowego zawodnika. Na starcie jego przygody z Lechem ciężko się o coś większego przyczepić. Poukładał drużynę, wdrożył swoje założenia, narzucił większą dyscyplinę i jasno określony plan na grę. Tylko co z tego, skoro w takim spotkaniu, jak z Rakowem, jakość zawodników pozwala ugrać remis nawet bez próby walki o komplet punktów. 

Szkoleniowiec musiałby wykazać się niebywałym kunsztem, żeby z tak ograniczonej kadry, mając młodych Skandynawów, juniorów z akademii i kilku niezłych graczy, zbudować drużynę na miarę tej Macieja Skorzy, która z plejadą gwiazd Ekstraklasy sięgnęła po mistrzostwo i dotarła do finału Pucharu Polski. Inne kluby nie raz pokazały, jak niewiele trzeba, żeby odnieść sukces na krajowym podwórku, a z takimi możliwościami, jakie ma Lech to – tylko i aż – wystarczy chcieć.

Mikołaj Duda 

Udostępnij:

Podobne

Lech w sparingu pokonał 3:1 Wartę

W przerwie na zgrupowania reprezentacji piłkarze Lecha i Warty, chcąc zachować rytm meczowy, rozegrali spotkanie sparingowe. Odbyło się ono na bocznym boisku Enea Sadionu i

Zadanie Lecha: odzyskać rytm

Odczarował kilka stadionów, przełamał złe serie, zanotował najlepszy start w lidze od dekad. Jego drużyna lideruje i wydaje się nabierać rozpędu. A tu jak na