Przebywający w Dubaju Lech zmierzył się w sparingu z Ajman Club. Mimo dużej przewagi Kolejorza mecz zakończył się wynikiem 1:1. Szczególnie przed przerwą można było zdobyć wiele bramek, a udało się strzelić tylko jedną, gdy szybką akcję sfinalizował Skóraś. Po przerwie gospodarze wykorzystali jedyną okazję, jaką mieli, a Lech nadal był bardzo nieskuteczny i nieskoordynowany.
Nietypowe zestawienie wybrał trener Lecha na pierwszą połowę, z Antonim Kozubalem na lewej stronie obrony, Szymczakiem i Sobiechem w ataku. Od pierwszych minut było widać, że piłkarze Lecha górują technicznie nad miejscową drużyną, lepiej panują nad piłką. Szybko też mogli, a właściwie powinni objąć prowadzenie. Bartosz Salamon długim podaniem idealnie obsłużył Skórasia, który ograł rywala, wbiegł w pole karne i podał na środek, a Ba Loua spudłował haniebnie.
Kilka minut później Ba Loua został sfaulowany ok. 30 metrów od bramki przeciwnika, a Kwekweskiri nieudanie wykonał rzut wolny. Po chwili Lech znów stworzył zagrożenie. Wreszcie w 19 minucie wyszedł na prowadzenie po szybkiej akcji, dośrodkowaniu i strzale z bliska Michała Skórasia. Po dwóch minutach była okazja podwyższyć wynik. Po zagraniu ręką w polu karnym sędzia wskazał rzut karny. Filip Szymczak strzelił fatalnie, bramkarz nie miał problemów z obroną.
Lech miał kilka jeszcze dobrych okazji bramkowych. Łatwo odbierał piłkę przeciwnikom, dochodził do dobrych pozycji, niestety za każdym razem brakowało wykończenia. Arabowie grali ostro, faulowali, miejscowy sędzia karał ich kartkami, na boisku dochodziło do spięć. Gdyby grający lepiej w piłkę Lech potraktował rywali poważnie, już do przerwy prowadziłby kilkoma bramkami. Słabo wypadł zwalniający grę Ba Loua, Sobiech grał po swojemu, czyli od niechcenia, za to bardzo aktywny był często stwarzający zagrożenie Skóraś. Mecz toczył się w powolnym tempie, każde przyspieszenie ujawniało przewagę Kolejorza grającego tak, jakby nie chciał skrzywdzić rywala.
Druga połowa zaczęła się z opóźnieniem spowodowanym niesnaskami między piłkarzami obu drużyn i problemami technicznymi z transmisją internetową. Jak się okazało, słabi piłkarsko gospodarze nie tylko faulowali, ale i pluli na poznaniaków. Jednak wreszcie całkiem nowa jedenastka Lecha zameldowała się na boisku. Już po kilku minutach piłka wpadła do bramki strzeżonej przez Artura Rudko i natychmiast zaczęła się zadyma. Miejscowy arbiter wyrzucił z boiska Antonio Milicia i jego rywala. Po interwencji obu trenerów Chorwat wrócił na boisko. Lech mógł szybko odzyskać prowadzenie, znów jednak nie wykorzystał dobrej okazji.
W drugiej połowie mecz był szybszy, ale wciąż chaotyczny. Skrzydłowi Velde i Citaiszwili wdawali się w pojedynki, które zwykle przegrywali. Dużo było niecelnych podań, dużo zagrań nieudanych. Lech nie tworzył już tak wielu okazji bramkowych. Gra była rwana, transmisja też. Gospodarzom raz po raz trzeba było udzielać pomocy lekarskiej, przerwy trwały po wiele minut. Szkoda, że nie można było ratować internetu. Niewiele można powiedzieć o jakości akcji Lecha, ale mecz nie był już tak jednostronny, jak przed przerwą i ostatecznie zakończył się remisem. Niezasłużonym, bo Lech miał dobrych okazji bez liku, a Ajman Club tylko jedną.