Bardzo skomplikował sobie życie Lech ponownie tracąc punkty w meczu, w którym miał olbrzymią przewagę. Zaledwie zremisował 2:2 w Legnicy z Miedzią, która oddała tylko dwa groźne strzały. Bezradność ofensywna Lecha stała się wielkim problemem.
Przez pierwszy kwadrans nie pozwolił gospodarzom powąchać piłki, a i tak z miażdżącej przewagi w jej posiadaniu nic mu nie wyszło. Dla odmiany Miedź pokazała, co to skuteczność. Wystarczyła jedna głupia strata Pereiry, by szybko rozegrała piłkę i wyszła na prowadzenie. Lech nadal atakował wiedząc, że wyrównanie jeszcze w pierwszej połowie przybliży go do zwycięstwa. I dopiął swego, gdy Ishak obsłużył Marchwińskiego. Były jeszcze dwie kolejne groźne akcje, które można było zakończyć golem, ale skuteczność nie była w tym dniu atutem Lecha.
Po przerwie nadal atakował tworząc jedną groźną akcję po drugiej, oddając strzały, ale piłka w dziwny sposób mijała legnicką bramkę. Wreszcie udało się, gdy po przechwycie piłki Skóraś szarżował sam na sam z bramkarzem i został przez niego sfaulowany. Do podyktowania rzutu karnego potrzebna była decyzja VARU, sędzia początkowo faulu nie zauważył.
Cóż z tego, że Lech miał mecz w garści, skoro znów dał się zaskoczyć. Skrzydłowy Miedzi, która zmieniła ustawienie na bardziej ofensywne, popędził na bramkę i z ostrego kąta strzelił w „okienko” tak, że Bednarek nawet nie mrugnął.
Ostatni kwadrans to znów duża, ale bezproduktywna przewaga Lecha. Trener zrobił zmiany, które niczego drużynie nie dały, bo każdy nowy gracz był gorszy od tego, którego zastąpił. Najbardziej dotkliwy był brak na boisku Skórasia i Ba Louy. Mimo usilnych starań Kolejorza, łatwych do powstrzymania przec przeciwnika, nic się już nie zmieniło, a Lech znów się przekonał, że tysiące podań to za mało do zwycięstwa.