Wystarczyła jedna połowa dobrej gry Lecha. Beniaminek bez szans w Poznaniu

Lech szybko pozbawił Lechię złudzeń strzelając jej gola na samym początku meczu, dokładając dwa jeszcze przed przerwą wykorzystując marną defensywę gości, nie wykorzystując kilku kolejnych okazji. W drugiej połowie spasował, a wprowadzani na boisko zmiennicy stopniowo obniżali poziom gry. Nie dość, że kolejnych goli nie było, to Kolejorz skompromitował się sekundy przed ostatnim gwizdkiem tracąc gola tak łatwo, jakby sam go sobie strzelił.

Lechia nie zastosowała zmasowanej obrony. Podjęła otwartą grę i błyskawicznie się to na niej zemściło. Owszem, udało jej się kilka razy zaatakować, przenieść grę pod pola karne Lecha, ale wystarczyło jego przyspieszenie, by wyjść na prowadzenie przed upływem trzeciej minuty gry. Hotić wrzucił piłkę w pole karne z prawej strony boiska, wyskoczył do niej Ishak i przy małej agresywności obrońcy skierował ją głową tuż przy słupku do bramki.

Uspokoiło to osłabionego sprzedażą trzech podstawowych zawodników Lecha, nie musiał nerwowo starać się rozmontować obrony przeciwnika, atakował na luzie. Ataków tych było sporo, choć nie wszystkie można określić jako składne. Jakość gry nie stała na wysokim poziomie, mnożyły się niecelne podania i proste straty. Szczęściem Lechia, choć ambitnie atakowała, zawodziła jeszcze bardziej, pod bramką Mrozka zupełnie traciła koncept. Gdyby miała więcej jakość w ofensywie, mogłaby pokonać poznańskiego bramkarza.

O ile akcje Lecha często paliły na panewce wskutek powtarzających się błędów, to drugi gol był wręcz filmowy. Kolejorz w ofensywie wymienił kilka podań, wyprowadzając obronę gości w pole. Kiedy można się było spodziewać prostopadłego podania, piłka skierowana została w lewo, do Ba Louy, który podał pod bramkę, a tam najniższy na boisku Hotić jeszcze raz dowiódł, że gra głową to jego atut. Popisał się timingiem, z wyczuciem skierował piłkę w odsłoniętą część bramki.

Strzelanie trwało nadal. Gurgul, który słusznie był mocno krytykowany za mecz przeciwko Widzowie, kapitalnie, przez pół boiska podał po ziemi do Sousy wyprowadzając go na pozycję sam na sam. Portugalczyk zwolnił jednak, rozejrzał się i posłał piłkę na środek pola karnego, gdzie Ishak dopełnił formalności. Sousa zasłużył w tym meczu na coś więcej niż asysta, był jednym z najlepszych na boisku, biegał po całej jego długości i szerokości, rozprowadzał akcje, uprzedzał rywali, przejął wiele podań, obsługiwał kolegów.

Mikael Ishak strzelił w Poznaniu goli bez liku, nigdy jednak nie zaliczył hat tricka. Tuż przed przerwą był tego bliski, jednak jego świetny strzał niesamowitą interwencją zatrzymał bramkarz Lechii. W dodatku goście mogli jeszcze zdobyć bramkę do szatni, udało się na szczęście temu zapobiec. Jednak po przerwie to Lechia była aktywniejsza, bardziej jej zależało na atakowaniu. Mimo braku solidnych zawodników w składzie, potrafiła momentami dominować na boisku, zmuszać Lecha do obrony, a jego bramkarza do interwencji. Lechowi zależało już tylko na dotrwaniu do końca, nie wykazywał inicjatywy. Trener Frederiksen wykorzystał wysokie prowadzenie do zrobienia zmian, zluzowania podstawowych zawodników. Niestety każdy nowy zawodnik grał znacznie gorzej. Żaden nie wniósł do gry Lecha niczego pozytywnego.

Najgorzej wypadł Hakans, najnowszy nabytek Kolejorza. Starał się być przy piłce, niechętnie się nią dzielił, ale jedynym tego skutkiem były seryjnie przegrywane pojedynki i szybko złapana żółta kartka. Kiedy otrzymał blisko bramki piłkę po fantastycznym, długim podaniu, dał ją sobie natychmiast odebrać. Widać w drugiej lidze norweskiej obrońcy grają inaczej niż w Polsce, a na początek Fin nie miał do czynienia z czołową ekipą. Przyczyną jego słabości nie był brak zrozumienia gry, ale małe umiejętności. Oby w kolejnych spotkaniach dowiódł, że są one znacznie wyższe.

Mimo ofensywnej aktywności i ambicji Lechii nie udawało się strzelić gola, aż przyszła ostatnia minuta czasu doliczonego. Lech nie potrafił skarcić atakujących gości kontratakiem. W dodatku katastrofalnie zachował się Fiabema, inny zmiennik. Wdał się w szarpaninę z kilkoma rywalami na środku boiska. Zamiast popędzić na bramkę, zanotował kolejną w tym meczu stratę, co pozwoliło Lechii jeszcze raz zaatakować i po kilku podaniach, przy biernej postawie defensywy, piłka wturlała się do bramki obok bezradnego Mrozka. Takie zakończenie meczu zepsuło efekt – zmniejszyło radość ze zwycięstwa, zbulwersowało 20-tysięczną publiczność.

Udostępnij:

Podobne

Lech w sparingu pokonał 3:1 Wartę

W przerwie na zgrupowania reprezentacji piłkarze Lecha i Warty, chcąc zachować rytm meczowy, rozegrali spotkanie sparingowe. Odbyło się ono na bocznym boisku Enea Sadionu i

Zadanie Lecha: odzyskać rytm

Odczarował kilka stadionów, przełamał złe serie, zanotował najlepszy start w lidze od dekad. Jego drużyna lideruje i wydaje się nabierać rozpędu. A tu jak na