Wiedzieli, jak trzeba grać. Atuty wykorzystane, rywal zneutralizowany

Lech ma lepszych piłkarzy niż Cracovia, ale to nie gwarantowało mu wygrania meczu przyjaźni. Ma też sztab szkoleniowy składający się z ludzi myślących, dlatego walory Pasów, pozwalające im zwyciężać, odwracać losy spotkań, strzelać mnóstwo bramek, zostały zneutralizowane. W Krakowie Lech zagrał po profesorsku, zrobił użytek z własnej jakości. Miał poza tym szczęście rywalizcować z zespołem nastawionym ofensywnie.

Pierwszą połowę można określić jako mecz walki. Widzieliśmy jej mnóstwo, starcia o piłkę toczyły się w każdym punkcie boiska. Pierwszy kwadrans należał do Lecha swobodnie rozgrywającego akcje, panującego nad wydarzeniami. Nie wiemy, jak potoczyłby się mecz, gdyby bramkarz Cracovii na samym początku nie obronił groźnego strzału Hoticia. Potem do głosu doszli gospodarze. Lech musiał się bronić. Nie było wielu groźnych akcji, Mrozek tylko raz został zmuszony do trudnej interwencji. Jednak długimi okresami Cracovia trzymała piłkę na połowie Kolejorza.

Trudno było o optymizm. Jeśli Lech w tym sezonie wgrywał mecze, to głównie dzięki grze intensywnej, aktywnemu pressingowi. Teraz to Cracovia zachowała się w ten sposób, stale naciskała na próbujących wyprowadzić piłkę z własnej połowy gości, raz po raz ją przejmowała i inicjowała ataki. Nie wyglądało to ciekawie dla Lecha. Na szczęście nie pozwolił się stłamsić, tak jak w poprzednim sezonie przez podobnie grający Raków. Twardo stawiał opór, czego skutkiem były żółte kartki i cierpienie nie odstawiających nóg piłkarzy, czujących skutki walki wręcz.

Druga połowa była niewiadomą. Czy Cracovia wytrzyma narzuconą sobie aktywność? Czy Lech dojdzie do głosu i zacznie wreszcie stwarzać zagrożenie pod krakowską bramką? Przerwa w meczu wiele zmieniła. Trener wykonał niespodziewany ruch. Wprowadził na boisko Fiabemę, zawodnika o zdecydowanie mniejszych umiejętnościach niż odesłany na ławkę Hotić. Norweg nie schodził jednak do środka. Stworzył problem krakowskiej defensywie bieganiem wzdłuż linii po lewej stronie boiska, zostawiając prawą dla Walemarka, a Szwed lepiej się czuje właśnie tam. Potem i on zakończył mecz, a kolejna zmiana zadziwiła jeszcze bardziej – w grze pojawił się, pierwszy raz od dawna, skazywany na odejście z klubu Ba Loua.

Te zmiany, a przede wszystkim większa intensywność w grze ofensywnej Lecha, wychodzenie do pressingu, naciskanie na piłkarzy Cracovii i odbieranie im piłki szybko przyniosły rezultaty. Teraz Lech miał przewagę i szybko ją zdyskontował, i to dwukrotnie. Bohaterem był Ishak, który mistrzowsko wykorzystał dośrodkowanie Sousy, a potem umiejętnie obsłużył Walemarka. Krakowska obrona została rozklepana i na początku drugiej połowy gospodarze znaleźli się w bardzo trudnym położeniu. Nie pierwszy raz w tym sezonie, nikt równie często, jak Cracovia nie odwraca losów meczów.

Tym razem nie miała na to szans. Lech odebrał jej piłkę i miał ją w posiadaniu przez długie minuty. W miarę upływu czasu bezradność i zniechęcenie graczy Cracovii rosły. Nabijali kilometry biegając między piłkarzami Lecha wymieniającymi podania, zależnie od potrzeby, albo szybkie, na jeden kontakt, albo spokojne, na wolne pole, z wykorzystaniem bramkarza. Zdobywanie kolejnych goli nie było głównym celem gości. Chcieli panować nad przebiegiem rywalizacji, pograć w piłkę.

Druga połowa tego meczu była podobna do pojedynku w Kielcach za trenera van den Broma, gdzie Kolejorz też nie pozwolił gospodarzom absolutnie na nic. Mamy do czynienia z Lechem Poznań, klubem zarządzanym specyficznie, więc najpierw mocna ekipa mistrzowska, potem ta, która osiągnęła ćwierćfinał Ligi Konferencji, została rozmontowana. Ostatni mecz z Koroną, ten z końca poprzedniego sezonu, wyglądał, delikatnie mówiąc, nieco inaczej. Stały rozwój  drużyny to przy Bułgarskiej abstrakcja. Zawsze można spodziewać się tąpnięcia, każdy nowy trener wprowadza głębokie zmiany. Teraz też one nastąpiły, ale właśnie na takie czekaliśmy. Przyszłości nie znamy, wypada więc cieszyć się stanem obecnym. Ostatni mecz dowiódł, że piłkarze Lecha są w dobrych rękach.

Udostępnij:

Podobne

Murawski: zatrzymają się na nas

Gospodarze nie przystąpią do niedzielnego meczu z Lechem wypoczęci. Nie mogli się do tego starcia przygotowywać długo. Jeszcze w czwartek wieczorem rozgrywali historyczny dla siebie

Atuty po stronie Lecha

Gdy cztery czołowe zespoły grają między sobą, wiele można się spodziewać po kolejce ligowej. Lech zainteresowany jest tylko utrzymaniem pozycji lidera, a zwycięstwo w Białymstoku

Zgrany zespół czy indywidualna jakość?

To był kolejny występ Lecha, w którym zwycięstwo zawdzięcza nie sposobowi gry, ale klasie czołowych, najlepszych w lidze piłkarzy. Niektóre elementy szwankowały, z meczu na

Zwycięstwo z małym niedosytem

Ze Stalą Mielec Lechowi nigdy nie grało się łatwo, można więc było się obawiać, że znów wpadnie w pułapkę. Pokonanie rywala 3:1 jest cenne, przyniosło