Niedzielny mecz Lecha będzie historycznym. Od niepamiętnych czasów nie rozgrywał spotkań w południe. Kiedyś była to norma, bo gdyby zaczynały się choćby godzinę później, pod koniec niewiele byłoby widać, zwłaszcza w ponure, mgliste, jesienne dni. Młodzi ludzie nie zdają sobie sprawy, że oświetlenie boiska to wynalazek nie tak stary, szczególnie w Poznaniu.
Kto na mecze chodził jeszcze na początku lat 80. nie wyobrażał sobie, by mogły się odbywać o innej porze niż niedzielne południe. Był nawet okres, że wyznaczano godzinę 11, choćby w okresie tak zwanego karnawału Lecha, gdy wydobył się z trzecioligowych czeluści i natychmiast zaczął szturm na ekstraklasę, doprowadzając kibiców w całym regionie do ekstazy. Mecze nie odbywały się już na Dębcu, lecz na reprezentacyjnym, 50-tysięcznym stadionie im. 22 Lipca, oczywiście rano.
Miejsc nikt nie numerował, nie było zresztą krzesełek lecz zwyczajne ławki, więc chcąc uniknąć siedzenia na łuku, trzeba było przyjść z odpowiednim wyprzedzeniem. Zdarzało się zresztą, że trybuny były pełne dwie godziny przed pierwszym gwizdkiem. Pół niedzielnego dnia było więc wypełnione Lechem. Po meczu, szczególnie zwycięskim, większość fanów szukała czynnych sklepików z wyszynkiem. Życie towarzyskie przenosiło się z trybun pod nie i do barów serwujących piwo.
Zdarzyło się, że jeden z meczów trzeba było rozegrać awansem, w środku tygodnia. Przeciwnikiem był GKS Katowice. Jedynym stadionem w tej części Polski wyposażonym w oświetlenie był obiekt milicyjnej Olimpii na Golęcinie. Nigdy nie odwiedzało go wielu kibiców, ale w ten jesienny wieczór 1971 roku pojawiły się tłumy. Atmosfera była niezwykła, doping gigantyczny, ale mimo dużej przewagi i bombardowania bramki GKS-u nic nie chciało wpaść. Dopiero w samej końcówce rezerwowy Ryszard Matłoka wprowadził fanów w ekstazę. Zapłonęły gazety, zrobiło się jasno, kibice opuszczali Golęcin z pieśnią na ustach.
W 1980 roku Lech przeniósł się na Bułgarską, gdzie jeszcze przez sześć lat rozgrywał mecze w południe. Po zainstalowaniu charakterystycznych masztów i lamp o natężeniu oświetlenia 1890 luxów, największym w kraju, na stadion coraz częściej chodziło się popołudniami. Kiedy przyjechał słynny Olympique Marsylia, godzinę spotkania wyznaczono na 21, czyli z punktu widzenia poznańskich kibiców – prawie w nocy. Kto mieszkał poza Poznaniem i nie był zmotoryzowany, mógł o meczu zapomnieć. Albo nastawić się na nocowanie na dworcu. Bogaci Francuzi niemało zapłacili, by dyktować warunki transmisji telewizyjnej.
Piłkarze Lecha i Rakowa zagrają w niedzielę przy pustych trybunach. Szkoda, bo kibice mogliby się poczuć niczym ich poprzednicy sprzed kilku dekad.