Porażką 1:3 z niedawnym uczestnikiem Ligi Mistrzów zakończył Lech sparingi podczas zgrupowania w Turcji. Test był pożyteczny, pokazał sztabowi szkoleniowemu Kolejorza, nad czym trzeba najwięcej pracować, ale trudno marzyć o zniwelowaniu różnicy w piłkarskiej jakości obu zespołów. Długimi okresami Ukraińcy niepodzielnie panowali nad wydarzeniami. Lecha było jednak stać na okresy całkiem niezłej gry, na popisy Velde. Z niepokojem czekamy na informacje o stanie zdrowia kontuzjowanego Ishaka.
To był skład bliski optymalnemu. Bednarek, Pereira, Blazić, Salamon, Douglas, Karlstroem, Murawski, Sousa, Hotić, Ishak, Velde wybiegli na boisko od początku. Nic dziwnego, że mecz początkowo stał na wyższym poziomie niż ten pierwszy, przeciwko Mariborowi. Lech grał odważnie, atakował duża liczbą zawodników, w pojedynki z rywalami wdawał się Velde. Nie obyło się jednak i bez błędów w defensywie, niewiele brakowało do podarowania Ukraińcom bramki.
Przez pierwsze 20 minut mecz był wyrównany, można nawet powiedzieć, że polska drużyna nadawała ton rywalizacji. Mogło się podobać wychodzenie spod pressingu i kierowanie akcji na skrzydła. W środku pola dobrze grał Sousa. Jednak wystarczyła chwila nieuwagi, by okazało się, jak wytrawną ekipą jest Szachtar. Ukraińcy wykorzystali brak piłkarzy Lecha w strefie środkowej, piłka trafiła do Zubkowa, który popędził samotnie na bramkę i pewnym, plasowanym strzałem lewą nogą nie dał szans Mrozkowi.
Za chwilę Lecha spotkało kolejne nieszczęście – po ostrym starciu z bramkarzem boisko musiał opuścić kontuzjowany Ishak. Uraz nie wyglądał na poważny, sztab jednak wolał nie ryzykować i zarządził zmianę – na boisko za napastnika wszedł obrońca Gurgul. Napastnikiem został Velde. Lech nie zmieniał taktyki, atakował odważnie i przeważnie tracił piłkę po niedokładnych podaniach i innych prostych błędach. Właśnie jakość gry decydowała o przewadze Szachtara, częstych przechwytach i swobodniejszym rozgrywaniu piłki.
Przewaga ukraińskiego zespołu rosła, grał na coraz większym luzie, rozgrywał piłkę tak, że piłkarze Lecha długimi okresami mogli tylko za nią biegać. Efektem tej przewagi był drugi gol. To był skutek nieumiejętnego wychodzenia spod pressingu, łatwego odebrania piłki i pewnego strzału. Lech miał w tym meczu coraz mniej do powiedzenia. Niewiele brakowało do kolejnego gola, drużynę uratował Mrozek rehabilitując się za złą postawę przy stracie drugiego gola.
Po przerwie Szachtar wymienił większość piłkarzy, więc można było liczyć na grę bardziej wyrównaną. Jednak kadra tego klubu jest szeroka i bardzo droga. Nadzieją była za to obecność w ukraińskiej bramce dobrze w Poznaniu znanego Artura Rudko. Zamiast dobrej gry, oglądaliśmy niestety kolejny uraz gracza Kolejorza. Teraz z bólu zwijał się Barry Douglas. Na szczęście nic złego się nie stało.
Marzenia o bardziej wyrównanej grze rozwiały się szybko. Przewaga Szachtara była wciąż wielka, robił z Lechem, co chciał, wykorzystywał jego nieudane zagrania, mógł też liczyć na konkretną pomoc, taką jak faul w polu karnym Karlstroma, który przewrócił rywala i mocno się zdziwił, gdy sędzia wskazał na jedenasty metr. Po chwili przewaga Ukraińców wzrosła do trzech bramek. Ukraińcy byli nie tylko lepiej wyszkoleni technicznie, ale i silniejsi fizycznie, raz po raz któryś z piłkarzy Lecha cierpiał po mocniejszym wejściu rywala.
Lech zebrał się do walki w połowie drugiej połowy. Wyszło mu wreszcie dobre wyjście spod pressingu, można było przeprowadzić składną akcję. Niestety ostatnie podanie nie dotarło do Hoticia. Kilka minut później na przebój środkiem boiska zdecydował się Velde, szarżując przeciwko kilku obrońcom. Gdy był już w polu karnym, został przewrócony i teraz Lech wykonywał rzut karny. Hotić miał pecha, trafił tylko w słupek, ale na miejscu był z dobitką Gurgul i Lech zmniejszył stratę. Niewiele brakowało, by znów ona wzrosła. Po niefortunnej interwencji Karlstroma piłka odbiła się od poprzeczki bramki Bednarka.
Jedynym piłkarzem Lecha dorównującym umiejętnościami rywalom był Velde. Przeprowadził wiele akcji, mijał Ukraińców jak tyczki, był bliski gola, Rudko musiał się namęczyć, by odbić piłkę po jego mocnym strzale. Całkiem niespodziewanie w ostatnich dziesięciu minutach to Lech przejął kontrolę nad meczem. Być może rywal nie chciał już się mocno angażować, ale piłka całkiem sprawnie krążyła między graczami w niebieskich strojach. Można się było nawet pokusić o zdobycie drugiego gola.