Piłkarze Lecha pracują nad skutecznością – taki komunikat popłynął z klubu. Słusznie, bo ten element gry szwankował w dwóch ostatnich meczach najbardziej. Jednak stwierdzenie, że tylko to budzi ostatnio obawy, byłoby uproszczeniem. Gdy gra się z ligowymi słabeuszami, można mecze wygrywać na luzie stwarzając nie dziesiątki, ale choćby kilka okazji bramkowych. Nie potrzeba rywala miażdżyć. Wystarczy trochę spokoju i pewności siebie.
Od czasu do czasu w postawie Lecha pojawia się dziwna bariera, której nijak nie potrafi przekroczyć. Nie wiadomo nawet, jak ją nazwać. To za sprawą tego czegoś od wielu lat nie udaje się zdobyć niczego wartościowego. Piłkarzy ogarnia niemoc nie pozwalająca wykonać kilku łatwych, wydawałoby się, kroków dzielących ich od sukcesu. Za Bjelicy mistrzostwo Polski było o krok, ale przepadło na samym finiszu. Cztery kolejne finały Pucharu Polski nie zostały przegrane przez brak umiejętności, potęgę przeciwnika, czy nawet przez zwykłego pecha. To coś więcej.
Gdyby udało się z dwóch ostatnich wyjazdów przywieźć komplet punktów, przewaga w tabeli byłaby już wyraźna. Nadal mówiłoby się o wyrównanej stawce walczących o medale zespołów, ale za plecami nieosiągalnego dla innych Lecha. Teraz też sytuacja nie jest zła. Wystarczy utrzymać aktualną średnią zdobywanych w meczu punktów, a szanse na tytuł będą niemałe. Problem polega na tym, że z Kolejorzem nigdy nic nie wiadomo. Zawieść może w każdej chwili, niezależnie od tego, kto go trenuje i jakich piłkarzy udało się pozyskać.
Nie wiemy, jak z takim zjawiskiem walczyć, bo trudno radzić sobie z czymś, co nie zostało zidentyfikowane i opisane. Wiadomo tylko to, że coś takiego istnieje, daje się we znaki, nie pozwala postawić kropki nad „i”. W takiej sytuacji rzeczywiście trzeba eliminować największe bolączki w grze, doskonalić to, co już nieźle wychodzi. Ale i mieć świadomość, że jest jeszcze coś. Gdyby tego nie było, futbol zamieniłby się w prosty układ – im więcej się włoży, tym więcej uzyska. Tak jest w technice, w ekonomii, ale nie tu. Bezradność Lecha w Mielcu i Łęcznej jest tego dobrym przykładem.
Każdy dobry trener musi mieć nie tylko wiedzę, ale i charyzmę, intuicję, znajomość ludzkiej duszy. Bez tego sukcesu nie osiągnie, zawsze go coś ograniczy. Maciej Skorża potrafi zdobywać trofea. Można nawet powiedzieć, że to jego specjalność. Każdy popełnia błędy, stawia nie na tych ludzi, co trzeba. Nie każdy potrafi czerpać z tego naukę. Trener Lecha nastawił się na odniesienie sukcesu, wszystko temu podporządkował. Prawdopodobnie nie wierzy w żadną wiedzę tajemną, liczy na powodzenie prostych rozwiązań. Jeśli mu się nie powiedzie, będzie to miało jakąś przyczynę. Oby nie trzeba było jej szukać.