Pucharowa przygoda dopiero się zaczyna. Lech ma tydzień na odbudowę kadry

Sukces jest niewątpliwy, mnóstwo europejskich klubów chciałoby występować w Lidze Konferencji. Jednak nie tylko obecnym piłkarzom i trenerowi należą się gratulacje za to, że zapanowali nad słabościami, stanęli na wysokości zadania. Także Maciejowi Skorży i zawodnikom, których już nie ma w klubie, a którzy wywalczyli mistrzostwo zapewniające łatwą drogę eliminacyjną, czyli grę z zespołami z Gruzji, Islandii, Luksemburga.

Dalszy ciąg pucharowej przygody będzie bez porównania trudniejszy, ale i ciekawszy. Jeszcze niedawno wszystko wskazywało, że szykuje się jeszcze jeden z cyklicznie powtarzających się, wpisanych w DNA Lecha, kryzysów i przesileń, zmarnowanych szans na dobry wynik sportowy. Taka groźba wciąż jest realna, ale są też nadzieje, że ludzie, od których powodzenie klubu zależy, ogarną się, odzyskają formę. Zrobią to, co do nich należy.

Nie wolno w pucharach grać tak, jak w pierwszej połowie czwartkowego meczu. Trzeba wrócić do równowagi. Gracze tacy, jak Amaral, jeśli nawet nie osiągną swej najwyższej formy, to nie mają prawa przegrywać pojedynków ze słabiutkimi technicznie przeciwnikami, nie trafiać w bramkę z kilkunastu metrów, nie nadążać za rozwojem wypadków na boisku. Trener nie może liczyć wyłącznie na pomysłowość podopiecznych. Jego obowiązkiem jest ustalenie taktyki, wypracowanie schematów, korygowanie błędów w ustawieniu. Dotychczas albo pozostawał bierny, albo piłkarze jego zalecenia mieli za nic, co mu zresztą nie przeszkadzało. Pytanie, czy van den Brom jest fachowcem wartym swej renomy, do niedzielnego meczu ligowego pozostaje otwarte.

Nie tylko od drużyny, nie tylko od sztabu szkoleniowego wszystko zależy. Z kadrą, jaką ma teraz Lech, Maciej Skorża nie zdobyłby mistrzostwa. Jego zasługą jest przekonanie ludzi skąpych i małostkowych do wejścia na nową drogę życia. Szkoda, że szybko z niej zeszli, przez co mają teraz okropne problemy, a cała piłkarska Polska podziwia biznesowy majstersztyk: sprowadzenie na Bułgarską Damiana Kądziora.

To już przeszłość. Błędów i zaniechań się nie nadrobi, ale wciąż można zapewnić Lechowi powodzenie i gotówkę. Wystarczy zacząć wygrywać w lidze, pokazać się z dobrej strony w Europie. Stawka jest wysoka, bo Kolejorz, niczym za Dariusza Żurawia, znajdzie się na oczach całej Polski, jako jedyny pucharowy reprezentant. Kibice nie mogą się doczekać dawnego Lecha. Nie tak trudno byłoby znów zapełnić stadion, poprawić atmosferę. Trzeba tylko pokazać, że właścicielowi klubu jednak zależy na sukcesach, gotów jest zainwestować w drużynę, na której zresztą zarabia, bo gra w Lidze Konferencji wiąże się z profitami, już udało się zyskać kilkanaście milionów zł.

Kupowanie Damiana Kądziora jeszcze długo będzie przedmiotem kpin, ale to nie jedyny zawodnik, który bardzo by się w obecnej sytuacji przydał. Do końca okienka transferowego pozostał tydzień. To wystarczy, by sprowadzić kilku nowych zawodników. Nawet tacy piłkarze, jak znani z kreatywności Tiba i Ramirez, których klub pozbył się lekką ręką, bardzo by się dziś przydali. Kto doprowadził do poważnego osłabienia zespołu, teraz musi to nadrobić. Trzeba się mocno nagimnastykować, limit zagranicznych piłkarzy jest przecież wyczerpany.

Do niedawna w najgorszym stanie była Lechowa defensywa. Teraz widzimy, że i z atakiem będzie problem, bo klub ma w kadrze tylko jednego solidnego napastnika. Nie wiem, jak groźnej kontuzji doznał w czwartek Ishak. Urazy mięśni leczy się długo. Może się okazać, że Lech ma kłopot z obsadzeniem ataku, bo przecież Sobiech to jedno wielkie i bardzo kosztowne nieporozumienie, a Filip Szymczak nie ma jeszcze wystarczających kwalifikacji. Przekonują o tym jego pudła w domowym i wyjazdowym meczu z Luksemburczykami.

Udostępnij:

Podobne