Godzina dobrej gry to za mało, by cokolwiek ugrać na legendarnym stadionie w Glasgow. Rangersi byli lepszym zespołem, potrafił przeczekać trudne okresy, zdominować Lecha fizycznie, wykorzystać jedną z kilku dobrych okazji i juniorski błąd Rogne. Lechowi udawało się okresami panować nad wydarzeniami w środku boiska, grać dojrzale, jednak pokonanie solidnej szkockiej obrony było ponad jego siły.
Jak zastąpić, a raczej próbować zastąpić Tibę? To było dla trenera wyzwanie. Zdecydował się postawić nie na Muhara, ale na Marchwińskiego, gracza na dorobku, nie specjalizującego się w defensywie. Nie dość więc, że cały Lechowy czteroosobowy środek boiska był młodzieżowy, to jeszcze zadziwiająco ofensywny. Na skrzydle, czyli tam, gdzie zabrakło Kamińskiego, trener wystawił Skórasia. Na drugiej stronie – Puchacza, z założeniem wymieniania się pozycjami z Kraweciem.
Początek meczu ujawnił to, czego należało się spodziewać – dużą swobodę gospodarzy w operowaniu piłką, umiejętność szybkiego przedostawania się pod poznańską bramkę. Kiedy Lechowi udawało się uspokoić grę, stosował dużo podań na własnym przedpolu w wykonaniu obrońców, a potem następowała szybka próba wyjścia do przodu skrzydłami. Po jednej z takich akcji niecelnie z dystansu uderzył Ramirez. Potem, po bardzo ładnej akcji zaczynającej się od brakarza, szybki atak przeprowadził Puchacz, nie zakończony niestety strzałem.
Mimo tych kilku akcji Lecha przewaga należała do Rangersów. Stwarzali dobre sytuacje, wywalczyli kilka rzutów rożnych. Lech swój pierwszy egzekwował dopiero w 20 minucie. Skrzydłowi Lecha grali blisko własnej bramki, starając się utrudnić Szkotom ataki. Nie widać było paniki, Lech rozpoczynał akcje podaniami pod własną bramką, z różnym zresztą skutkiem, ale bez wybijania piłki na ślepo do przodu.
Od czasu do czasu Lechowi udawało się trzymać piłkę nawet przez kilka minut wymieniając podania, z wykorzystaniem obrońców, a nawet bramkarza. Potem następowało przyspieszenie, zamknięcie przeciwnika na polu karnym, z czego niestety nic nie wychodziło. Brakowało zdecydowania, dobrego rozegrania w decydującym momencie, stworzenia zagrożenia. Przydałby się gracz pokroju Tiby. Łatwiej było wycofać piłkę do własnej strefy obronnej niż wykonać decydujące podanie.
Pierwsza połowa była całkiem dobra w wykonaniu Lecha, mimo iż nie oddawał celnych strzałów, a bez porównania groźniejsi Rangersi wypracowali sobie kilka okazji bramkowych. Nadzieje na uzyskanie dobrego wyniku jeszcze bardziej wzrosły, gdy po przerwie to Lech zapanował na boisku. Przez 10 minut dyktował warunki, zamykał szkocką drużynę na jej połowie. Brakowało tylko determinacji w decydujących momentach.
Z utrzymywania się przy piłce korzyści nie było, tym bardziej, że potem to Rangersi zapanowali nad sytuacją i nacierali. Gra na długie minuty przeniosła się na przedpole Bednarka. Rangersi wchodzili na coraz wyższe obroty, nie pozwalali Lechowi opuścić jego połowy. Na szczęście nie strzelali zbyt często, a celnie wcale. Mieli róg za rogiem, nie pozwalali obrońcom na chwilę oddechu. Szkoda, że Kolejorza nie było stać na wyprowadzenie ani jednego kontrataku. Byli pasywni, jakby czekali na wyrok.
I doczekali się. Kilkanaście minut całkowitej dominacji Rangersów na całej długości i szerokości boiska zakończyło się bramką Morelosa, który krótko wcześniej pokazał się na boisko. Wyprzedził obrońców w dojściu do dośrodkowania, Rogne zgubił krycie, został na miejscu, a Kolumbijczyk uderzył głową nie do obrony, „pod ladę”. Lech próbował się odgryźć, brakowało mu jednak argumentów. Stać go było tylko na bezproduktywne utrzymywanie się przy piłce.
Ostatnie minuty Lech grał z dwoma napastnikami, bo za Ramireza wszedł na boisko Kaczarawa. Wcześniej Skórasia zmienił Sykora, co niczego nie dało, po Czechu widać długi rozbrat z piłką. W doliczonym czasie Lech wreszcie mocno zaatakował, zmusił gospodarzy do głębokiej, ale skutecznej obrony. Nikła porażka na Ibrox, gdzie nie takie drużyny przegrywały, wstydu Lechowi nie przynosi. Punktów niestety też. Szkoda ich, bo Rangersi nie byli nie do pokonania.
Rangers FC – Lech Poznań 1:0 (0:0)
Bramka: Alfredo Morelos 68
Rangers: Allan McGregor, James Tavernier, Connor Goldson, Leon Balogun, Borna Barisić, Scott Arfield (80 Ryan Jack), Seven Davis, Glen Kamara, Ianis Hagi (69 Joe Aribo), Kemar Roofe (63 Alfredo Morelos), Ryan Kent (81 Brandon Barker)
Lech: Filip Bednarek, Alan Czerwiński, Lubomir Satka, Thomas Rogne, Wasyl Kraweć, Muchał Skóraś (74 Jan Sykora), Jakub Moder, Filip Marchwiński (82 Mohammad Awwad), Dani Ramirez (88 Nika Kaczarawa), Tymoteusz Puchacz, Mikael Ishak.
Żółte kartki: Balogun, Goldson – Ishak. .
Sędziował Kristo Tohver (Estonia).
Fot. lechpoznan.pl/Przemysław Szyszka