Drużynom, które nie występują w europejskich pucharach, do końca roku pozostało zaledwie 5 spotkań. To już jest faza rundy, gdy nadchodzą decydujące starcia o to, kto na wiosnę będzie startował z najlepszej pozycji. Doskonale wiadomo, o co gra Lech i mimo kilku problemów i niepokojących sygnałów w ostatnich meczach znajduje się w najlepszej sytuacji, ze spokojną przewagą nad goniącą go resztą stawki.
Zaczęło robić się zimniej, nadeszła jesień i równocześnie z aurą zmieniła się gra drużyny Nielsa Frederiksena. Przestała grać aż tak efektownie, zwycięstwa nie przychodzą równie łatwo, jednak poza domową wpadką z Motorem i tak udawało się przechylać szalę na swoją stronę. Duński szkoleniowiec przy okazji domowych spotkań otwarcie przyznawał, że murawa pozostawia wiele do życzenia i utrudnia jego piłkarzom grę po ziemi. Na hitowe starcie z Legią ma już być położona nowa nawierzchnia. W interesie wszystkich w klubie leży, by ten proces zakończył się powodzeniem zapewniając grę swobodną, bez utrudnień.
Gra według jasno określonego planu, bardzo podobnego w każdym następnym meczu, to często atut. Piłkarze doskonale wiedzą, co mają robić, jak się zachowywać i jakie przestrzenie atakować. Między nimi wytworzyły się automatyzmy i nieraz można dokładnie przewidzieć, gdzie w danej sytuacji znajdzie się konkretny zawodnik. Jednak tych zachowań nauczyli się także przeciwnicy.
Nikt już, gdy mierzy się z Lechem, nie gra otwartej piłki, po tym jak boleśnie skończyło się to dla Jagiellonii. Wiadomo, że gdy Dino Hotić ma piłkę na lewej nodze schodząc do środka, trzeba jak najszybciej przynajmniej go podwoić pozostawiając więcej miejsca na słabszej nodze, z której rzadko ma pożytek poza utrzymywaniem równowagi. Koniecznie trzeba też zablokować półprzestrzenie, którymi Antoni Kozubal posyła prostopadłe podania. Dużo sensu ma też maksymalne zagęszczenie środka pola, by uniemożliwić tam lechitom swobodne rozgrywanie. Wtedy możliwy jest tylko jeden sposób ataku. Wrzutki, które często kończą się niepowodzeniem, szczególnie jeśli nie wykonuje ich Joel Pereira.
Wszyscy rywale, z lepszym lub gorszym skutkiem, grają dokładnie w taki sposób i nic nie wskazuje, że w następnych meczach się to zmieni. Daje to Lechowi przewagę, bo może na własnych warunkach zarządzać meczem i kompletnie dominować nad przeciwnikiem, tak jak z Cracovią, kiedy po wyjściu na prowadzenie nawet nie pozwolił uwierzyć mistrzom odwracania niekorzystnych wyników, że są w stanie znów to zrobić. Niebezpiecznie się robi, kiedy jedno lub drugie wydarzenie zmienia sytuację na boisku. Tak stało się po niespodziewanym trafieniu dla Radomiaka. W jednym momencie przypłynęła im odwaga, a uleciała ona lechitom. Gdyby nie rajd Afonso Sousy, mogłoby się to skończyć o wiele gorzej dla Kolejorza.
Tu uwidocznia się mankament, na który niejednokrotnie uczulał podopiecznych Niels Frederiksen. Jego drużyna podczas jednego meczu ma różne fazy. Gra toczy się sinusoidalnie i świetne momenty efektownej, skutecznej dominacji przeplatane są znacznie gorszymi fragmentami, gdzie piłkarze zupełnie nie potrafią nawiązać do tego, co grali choćby kilka minut wcześniej. Miejsce do poprawy jest ewidentne, bo mistrzowska drużyna musi potrafić rozegrać dobry mecz od pierwszego do ostatniego gwizdka arbitra.
Mecze prawdy i rozstrzygnięć. W jakich nastrojach lechici udadzą się na przerwę zimową?
W mgnieniu oka wyprzedzało się ponad 40 tysięcy biletów na mecz z Legią. Doskonale wiadomo, jak jest on ważny dla obydwu ekip i nie chodzi tylko o kolejne punkty do ligowej tabeli. To pewnego rodzaju walka o wyższość i pokazanie, kto aktualnie rządzi w kraju. Legia do Poznania przyjedzie 3 dni po starciu w europejskich pucharach z Dynamem Mińsk, który mimo wszystko nie ustawi zbyt wysoko poprzeczki. Drużyna Goncalo Feio aktualnie notuje zwyżkę formy. Nad Portugalczykiem zaczęły zbierać się ciemne chmury, jednak zmienił pomysł taktyczny, dotarł do podopiecznych i zarówno gra jak i wyniki uległy znaczącej poprawie. Znając charakter tego szkoleniowca, potraktuje mecz z Lechem śmiertelnie poważnie i nie pozostawi pola na błędy czyhając na najmniejszą pomyłkę rywala.
Najpierw drużyna Nielsa Frederiksena zagra na wyjeździe z ostatnią w tabeli Puszczą Niepołomice. Dwa tygodnie po zwycięstwie nad Cracovią zagra na tym samym obiekcie i każde inne zakończenie niż powtórzenie korzystnego rezultatu trzeba będzie uznać wręcz za kompromitację. Przeciwnik na to starcie wyjdzie pogrążony w największym kryzysie odkąd awansował do Ekstraklasy. Odbiera nieraz bolesne lekcje futbolu, przez próbę zmiany stylu gry na mniej wyrachowany i schematyczny, a skupiający się na lepszej grze piłką. Cierpią na tym wyuczone do perfekcji schematy stałych fragmentów gry, które nie przynoszą aż takich rezultatów, jak w poprzednich rozgrywkach, a innych skutecznych rozwiązań na zdobycie bramki nie ma wiele.
Zwieńczeniem rundy będzie śląski trójmecz. Najpierw do Poznania zawita beniaminek z Katowic, a później Lech wybierze się na dwa ostatnie wyjazdy w tym roku – do Gliwic zmierzyć się z Piastem i tydzień później do Zabrza rozpocząć rundę rewanżową. Szczególnie oba wyjazdowe mecze nie będą należały do najłatwiejszych, tym bardziej jeśli nadejdzie zimowa pogoda. Mimo to Niels Frederiksen musi celować w komplet zwycięstw, bo to zagwarantuje miejsce na fotelu lidera na całą przerwę zimową.
Poza szlagierem z Legią, w każdym z pozostałych spotkań faworyt jest doskonale znany i będzie nim Kolejorz. Prawdopodobnie żaden z tych pojedynków nie będzie efektownym pokazem mocy, jednak jeśli drużyna ujawni siłę poprzez walkę i odpowiednią mentalność nawet w bólach i trudnych okolicznościach wyrywając pozytywny rezultat, to będzie to oznaczało tylko jedno. Jest gotowa na wiosenną batalię o mistrzostwo Polski.
Mikołaj Duda