Lech Poznań przedstawił raport o zdrowiu piłkarzy. Co prawda z przewlekłych dolegliwości leczy się tylko Filip Dagerstal, ale kilku zawodników skarżyło się ostatnio na drobniejsze, krótkotrwale niedyspozycje. Miejmy nadzieję, że nie pojawi się więcej problemów, bo nie tylko w Polsce wzrasta ostatnio liczba osób zarażanych koronawirusem.
Kiedy w przerwie sobotniego meczu Lecha zakończył grę Adriel Ba Loua można było podejrzewać, że trener Niels Frederiksen, który chwalił tego piłkarza, przestał być z jego postawy zadowolony. Iworyjczyk w dwóch ostatnich spotkaniach grał fatalnie, był najgorszy w zespole, oczywiście nie biorąc pod uwagę wchodzących na boisko najnowszych skandynawskich nabytków klubu. Jak się właśnie okazało, przyczyną dokonania zmiany w składzie było przeziębienie. Piłkarz miał gorączkę, musiał się leczyć i nie ma gwarancji, że znajdzie się w składzie na niedzielny mecz z Pogonią.
Na drugą połowę lubińskiego meczu nie wyszedł też Antonio Milić. Nie zostało to spowodowane urazem, zmiana była zaplanowana. Młody Maksymilian Pingot, który zastąpił na boisku Chorwata, nie zawiódł. Jednak gra obronna Lecha nie stała na wysokim poziomie. Na szczęście obyło się bez straty gola, co jest zasługą głównie bramkarza Mrozka. Młody blok defensywny Lecha poddawany był trudnym próbom. Zmęczony Michał Gurgul nie zawsze nadążał za akcjami Zagłębia, na szczęście koledzy reagowali na to właściwie.
Meczu do końca nie dograł też Mikael Ishak. Wytrzymał jego trudy, nic mu nie dolegało, ale trener, pamiętając o jego niedawnej kontuzji, chciał go zluzować. Jego zmiennikiem był Fiabema. Gdy tylko pojawił się na boisku, stało się oczywiste, że Lechowi bardzo trudno będzie zdobyć gola dającego spokój w ostatnich minutach spotkania.
Od kiedy w drużynie znalazł się Alex Douglas, brak w niej Bartosza Salamona nie jest bardzo odczuwalny. Reprezentant Polski kurował się ostatnio, trenował indywidualnie, ale teraz już uczestniczy w zajęciach z całą drużyną i w niedzielę powinien być do dyspozycji trenera. Zwiększy to swobodę manewru, bo duński szkoleniowiec będzie mógł korzystać z trzech środkowych obrońców, nie wliczając w to Pingota.
Nie ma wśród nich Dagerstala. I długo jeszcze nie będzie. Kuracja Szweda przedłuża się, ale podobno widać już jej koniec. Potrzeba jeszcze czterech-sześciu tygodni, by ten obrońca był zdolny do gry. Stracił jednak tyle czasu, że jego powrót do formy sprzed zdrowotnych problemów nastąpi nieprędko.