Ten mecz ma zdecydowanego faworyta. Trener Motoru Lublin jest tego świadomy, ale z pewnością liczy na sprawienie sensacji, czyli odebranie punktów liderowi ekstraklasy. Jak tego dokonać, mając zawodników słabszych, do tego grających w ostatnich tygodniach co kilka dni i niezbyt długą ławkę rezerwowych? Możliwości są dwie: zamurować dostęp do bramki w nadziei, że atakujący Lech połamie sobie zęby forsując podwójne lub potrójne zasieki i uda się go pokonać kontratakiem, albo spróbować go zaskoczyć grą otwartą.
W polskiej lidze zespoły słabsze, przyjeżdżające na trudny teren, nie ryzykują otwartej walki. Chowają się za podwójną gardą próbując wyprowadzić niespodziewany cios. Polegają też na stałych fragmentach, nawet na dalekich wrzutach z autu, bo wtedy można liczyć na łut szczęścia, na gapiostwo defensywy faworyta. Motor Lublin nie ma długiej praktyki w takiej grze. To dla niego pierwszy sezon w ekstraklasie po przerwie tak długiej, że niewielu lublinian pamięta lepsze czasy. W dotychczasowych meczach, w przeciwieństwie do Puszczy Niepołomice i Warty Poznań z poprzednich sezonów, nie nastawiał się na przeszkadzanie, próbował wykorzystać umiejętności piłkarzy z Senegalu – Christophera Simona, a zwłaszcza Mbaye N’Diaye.
Obaj pochodzący z Afryki zawodnicy zdobyli już kilka goli, niektóre były efektowne, choć najpiękniejszego strzelił ostatnio Marek Bartos. Słowak w poprzedniej kolejce uderzył mocno z dystansu zapewniając w ostatnich minutach swej drużynie zwycięstwo nad Śląskiem. Napastnikiem jest tam Kaan Caliskaner, piłkarz pochodzenia tureckiego, ale urodzony i wychowany w Niemczech. Jeszcze jako gracz Jagiellonii napędził Lechowi strachu niemal pozbawiając go w samej końcówce białostockiego meczu zwycięstwa. Zespół z Lublina ma więc wystarczającą jakość, by zaskoczyć Lecha dobrze wyprowadzonym atakiem, strzałem z dystansu, stałym fragmentem. Raczej więc nie nastawi się na żelazną obronę. Postara się skaleczyć Kolejorza.
Jak więc zagrać z takim rywalem? Chciałoby się powiedzieć – cierpliwie, licząc, że konsekwentna ofensywa prędzej lub później przyniesie gola, być może zwycięskiego. Mecz się jednak ułoży korzystnie dla gospodarzy, jeśli ta bramka zostanie strzelona szybko. Wtedy już nie trzeba będzie tracić nerwów, rozgrzewać lubelskiego bramkarza, rozbijać się o blok defensywny. Goście nie będą mieli innego wyjścia niż próba nadrobienia straty. A to będzie dla Lecha woda na młyn.
Najlepiej więc zaatakować od pierwszych minut, wykorzystać umiejętności piłkarzy ofensywnych, stosować aktywny pressing. Im wcześniej padnie gol dla Lecha, tym pewniejsze stanie się jego zwycięstwo. Intensywna od samego początku, ofensywna gra będzie miała wpływ na nastroje na widowni, a doping napędzi Kolejorza jeszcze bardziej.