Czekając na nowych graczy Lecha, przez kilka dni, a może tygodni będziemy żyć w niepewności. Klub pozyskał Szweda Jespera Karlstroema, ale to nie koniec transferów. To nawet nie koniec transferów ze Szwecji. Jeśli wierzyć dobrze poinformowanym, na testy do Poznania wybiera się Alexander Fransson, rozgrywający Norrkoeping. Mówi się też o jego klubowym koledze, obrońcy Filipie Dagerstalu. Innym defensorem, też ze Szwecji, ma być Stefano Vecchia z IK Sirius.
Gdyby wszyscy dołączyli do Lecha, co na szczęście jest mało prawdopodobne, w szatni drugim językiem byłby szwedzki, wszak z tego kraju pochodzi też Ishak. Na boisku w barwach Kolejorza moglibyśmy zobaczyć aż pięciu Szwedów! Raczej należy się spodziewać, że będzie ich trzech, bo do Karlstroema i Ishaka dołączy Fransson, mający za sobą nieudaną przygodę w Bazylei. Pozostali budzą zainteresowanie klubów zamożniejszych od Lecha.
Oficjalnych informacji nie mamy, ale w medialnych spekulacjach zawsze jest sporo prawdy. Skąd to gwałtowne zainteresowanie Szwedami? Doświadczenia nie są dobre. Do tej pory z tamtejszej ligi udało się sprowadzić tylko jednego klasowego piłkarza, Hamalainena, zresztą Fina, a nie Szweda. Także inny Fin, Paulus Arajuuri, nie okazał się pomyłką. Kebba Ceesay, reprezentant Gambii, początek miał obiecujący, potem różnie mu się w Poznaniu wiodło. Natomiast transfer Barkrotha okazał się klasycznym pudłem.
Wydaje się, że zainteresowanie Lecha budzi nie tylko klasa szwedzkich piłkarzy, wirtuozów futbolu nikt przecież w Skandynawii nie szuka, to nie Portugalia, nie Hiszpania, nawet nie Bałkany. Decyduje sytuacja rynkowa. Tamtejsze kluby mają problemy finansowe, źle znoszą pandemię, szukają pieniędzy, chętnie pozbywają się wartościowych graczy. Tylko czy wartościowych? Sprawa dyskusyjna. Jak głosi stare porzekadło – nie kupuj tanio, bo drogo za to zapłacisz.
Lech powinien wziąć to sobie do serca, bo w ostatniej dekadzie mylił się dziesiątki razy, przez brak kompetencji poniósł wielomilionowe straty. Nie było wielu takich, co w tych latach okazali się faktycznymi wzmocnieniami. Wielkie uznanie za pozyskanie Gytkjaera i Ishaka, za wyczekanie i wykorzystanie dobrego momentu. Warto było sięgnąć po Portugalczyków, poleconych przez człowieka znającego się na rzeczy. Niestety, kontrakty w Poznaniu podpisywało też wielu nie koniecznie drogich, ale kompletnie nieprzydatnych.
Żaden klub nie podejmuje samych trafnych decyzji. Jednak Lech musi być szczególnie ostrożny. Nie powinien sięgać po gracza tylko dlatego, że dobrze sobie radzi w lidze niewiele lepszej niż polska, a kosztuje stosunkowo mało. Lepiej zaangażować fachowców, którzy pomogą podjąć decyzję, niż polegać na własnej, nie popartej żadnym doświadczeniem intuicji.
Każdy piłkarz trafiający na Bułgarską witany jest przez kibiców z nadziejami, każdy wydaje się mieć duży potencjał. Niestety, często już po pierwszych meczach wiadomo, że z tej mąki nie będzie chleba. Bywają i odwrotne sytuacje. Od początku było widać, że Tiba i Amaral to gracze z innej bajki, innej piłkarskiej kultury. Dlatego wydaje się, że niezależnie od rynkowej koniunktury lepiej szukać zawodników także tam, gdzie w piłkę grają lepiej niż w Skandynawii, gdzie trudniej o pomyłkę.