Gdy zaprzepaszczone zostały szanse walki o Ligę Mistrzów lub Ligę Europy, Lechowi pozostaje próba zakwalifikowania się do Ligi Konferencji. To rozgrywki mniej prestiżowe i mniej lukratywne, ale i tak niełatwo będzie się do nich dostać, gdy drużyna, jak się przekonaliśmy, straciła na jakości, brakuje jej solidnego zaplecza, a będzie musiała równolegle rywalizować w ekstraklasie.
Jak się w środowy wieczór okazało, przeciwnikiem Lecha w drugiej rundzie eliminacyjnej pucharu pocieszenia będzie Dinamo Batumi, mistrz Gruzji, który pechowo dał się wyeliminować Slovanowi Bratysława. Słowacy mieli dużo szczęścia, bo w pierwszej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów trafili nie na mistrza Azerbejdżanu, ale Gruzji, ale i tak awansowali niemal cudem, dzięki golowi bezpośrednio z rzutu rożnego w ostatniej akcji dogrywki.
Lech wydaje się być faworytem w walce o awans, ale to może być złudzenie, bo Dinamo to całkiem dobry zespół, który zresztą pokonał go 2:1 w sparingu podczas zimowego tureckiego zgrupowania. Pierwszy mecz rozegrany zostanie w czwartek w Poznaniu, rewanż po tygodniu nad Morzem Czarnym. O awansie mogą decydować detale, takie jak błędy bramkarza, a władze Lecha sprowadziły na siebie nieszczęście rezygnując – jak podaje portal „Meczyki” – z kupienia klasowego bramkarza, wybierając opcję gorszą, ale oszczędnościową. Dziwne to, bo przecież w klubie przekonali się już, że skąpienie na drużynie przynosi stratę pieniędzy czekających w pucharach. Nie wspominając już o wizerunku, który legł w gruzach.
Nawet puchar pocieszenia jest niepewny, bo klub, który wciąż pracuje nad transferami, prawdopodobnie zastosuje teraz wariant jeszcze bardziej oszczędnościowy. Lepiej takich decyzji nie podejmować, bo to mit, że Lech ma liczną i wyrównaną kadrę. Jest ona słabsza niż ta, którą dysponował Maciej Skorża, gdy trzeba było walczyć tylko w lidze i sporadycznie w Pucharze Polski. Wciąż brakuje środkowego obrońcy. Bartosz Salamon jeszcze nie nadaje się do gry, a Lubomir Satka okazał się w Baku defensorem kiepskim. Gdyby jego miejsce na boisku zajmował ktoś o klasie Salamona lub Milicia, Azerom trudniej byłoby ogrywać obronę Lecha.
Słowak w kilku sytuacjach zachował się nieodpowiedzialnie, ale nie aż tak, jak bramkarz. Strach pomyśleć, co będzie się działo w kolejnych meczach. Bednarek, nie cieszący się wśród kibiców Lecha wysokimi notowaniami, nie rozdawałby przeciwnikom prezentów. Ukrainiec wie, że zawalił mecz. Być może go to psychicznie nie załamie, ale kiepska to pociecha, gdy brakuje piłkarskiej klasy. Każdy normalny klub w takiej sytuacji natychmiast zadbałby o solidną obsadę kluczowej pozycji w drużynie. W Lechu nie zmieni się nic. Próba sięgnięcia po dobrego bramkarza byłaby przyznaniem się do błędu, a tego z pewnością nikt nie zrobi. Klub będzie brnąć, robić dobrą minę do złej gry, kosztem wyników i jeszcze większych strat finansowych.
Okres dzielący wzniesienie mistrzowskiego trofeum od rozpoczęcia meczów o stawkę został przez Lecha zmarnowany. Udało się dość szybko zaangażować trenera, ale opieszałość w dostarczaniu mu narzędzi do pracy, czyli solidnej kadry, jeszcze raz okazała się znakiem firmowym klubu. Nic się więc nie zmienia, odstępstwo od kunktatorstwa w roku jubileuszowym było przypadkiem jednorazowym.