Trudno ocenić, co było większe: radość z mistrzostwa Polski, czy rozczarowanie i wściekłość po kompromitacji Lecha w Baku. Miało być inaczej. (Prawie) wszyscy wierzyli, że zespół, szybko wzmocniony po odejściu tak ważnych piłkarzy, jak Kamiński i Kownacki, zacznie podbój Europy, że nowy bramkarz okaże się lepszy od van der Harta. Jak się okazuje, wróciło to, co tu się działo w ostatnich latach.

Na piłkarzy, których kilka tygodni temu noszono na rękach, wylewa się fala złości. Nastrój kibiców potrafi zmienić się błyskawicznie, zawsze trzeba się z tym liczyć, ale tym razem amplituda jest chyba rekordowa. Nikt by nie rozpaczał, gdyby Lech po prostu odpadł z eliminacjach do Ligi Mistrzów, przeciwnika miał przecież klasowego. Jednak klęska na własne życzenie, po popełnieniu takiej masy błędów, musi powodować trzęsienie ziemi. Niestety, tylko wśród tych, co Lechem żyją, bo tacy, co żyją z Lecha, szybko się otrząsną.

Lech i Karabach mają porównywalne budżety, w obu drużynach grają piłkarze o podobnej wartości transferowej. Uwidoczniła się jednak zadziwiająco duża różnica w piłkarskich umiejętnościach, w organizacji gry, nawet w pewności siebie, poczuciu wyższości jednych i zagubieniu drugich. Wstyd było patrzeć na tak nierówny pojedynek, na juniorskie błędy Lechitów. Gdyby ich uniknęli, nie staliby na straconej pozycji. Azerowie nie byli nie do pokonania. Tym bardziej, że nie zagrali lepiej niż w Poznaniu. Przy dobrej postawie obrońców, a zwłaszcza bramkarza, przy wykorzystaniu szans w ataku, można było wygrać.

Powtarzają się opinie, że główną przyczyną nieszczęścia jest odejście Macieja Skorży. Nigdy się nie dowiemy, co by się działo, gdyby został. Pewne jest tylko to, że nie byłby zachwycony tak długim zwlekaniem z transferami, osłabieniem drużyny. Poprzedniemu trenerowi Lech dużo zawdzięcza. To głównie jego zasługą jest jubileuszowe mistrzostwo Polski. Jest to jednak tylko jedna osoba! Odejście trenera nie ma prawa zachwiać klubem. Gdzie są prezesi, dyrektor sportowy, te wszystkie osoby odpowiadające za stan i jakość drużyny, za transfery do klubu, wybór zmienników tych, co chcieli lub musieli odejść?

Bardzo mi żal Artura Rudki, okrzykniętego głównym sprawcą nieszczęścia. To fakt, że klasy bramkarskiej nie pokazał. Jego holenderski poprzednik robił błędy, ale nie aż takie. Nie rozdawał prezentów, zachowywał się odpowiedzialniej. Jednak to nie ukraiński bramkarz sam się zatrudnił w Lechu. Ktoś go obserwował, i to podobno długo. Ktoś go na Bułgarską zaprosił, podpisał z nim kontrakt. Ktoś potwierdził znaną prawdę, że w Lechu na bramkarzach nie zna się nikt.

Co robi światły właściciel firmy, gdy widzi złe jej funkcjonowanie, brak kompetencji u tych, którym płaci? Udaje, że nic złego się nie dzieje, toleruje amatorszczyznę, czy podejmuje konkretne decyzje, rozgląda się za zawodowcami? Lech jest stabilny finansowo. Zarabia wykorzystując to, co otrzymuje za darmo, czyli emocje, miłość, przywiązanie tysięcy fanów. Także to, co sam stworzył, czyli akademię. To niestety zdecydowanie za mało, by osiągnąć prawdziwy sukces, czyli wyniki sportowe na miarę własnych możliwości. Dopóki w Lechu za sport nie będą odpowiadać ludzie z kompetencjami, możemy liczyć tylko na chwile szczęścia, na wyniki pracy jednego, czy drugiego sporadycznie zaangażowanego człowieka.

Lech nie tylko sobie narobił w Baku wstydu. Jest mistrzem, teoretycznie najlepszą drużyną w kraju, z pewnością najbardziej popularną, najchętniej oglądaną, budzącą wielkie oczekiwania. I taka drużyna okazuje się bezradną wobec klubu o podobnym potencjale, działającego w kraju piłkarsko egzotycznym. Karabach rozjechał nie tylko tę jedną polską drużynę. Wykorzystał główną słabość polskiego futbolu, czyli brak kompetencji w sportowym prowadzeniu klubów. Nie tylko Lech boryka się z tą chorobą. W ubiegłym sezonie prezes i w jednej osobie właściciel Legii zniszczył to, co próbował zbudować. Niczym Gorbaczow, któremu marzyła się potęga ZSRR, a rozwiązał związek. Dopóki zarządzający polskimi klubami nie przejdą na zawodowstwo, będziemy cierpieć.

Józef Djaczenko

Udostępnij:

Podobne

Drużyna mocna, ale niekompletna

Gdyby można było rozegrać całą rundę wiosenną korzystając z jedenastu piłkarzy, Lech miałby wielkie szanse dowieźć ligowe prowadzenie do końca sezonu. Problem w tym, że