Ali Gholizadeh (na zdjęciu z prawej strony) stał się symbolem złej polityki transferowej Lecha Poznań. Byłoby paradoksem, gdyby teraz, kiedy ten piłkarz wreszcie zaczyna zbierać pozytywne opinie, a w ostatnim meczu pokazał jakość, miał opuścić klub. Na to się, zdaniem niektórych mediów (prostozautu.pl) zanosi. Zainteresowanie nim podobno wykazuje mistrz Iranu Persepolis, którego byłoby stać na wykupienie kontraktu reprezentanta tego kraju.
Aż 1,8 miliona euro miał zapłacić Lech za Irańczyka grającego w belgijskim Charleroi. To kwota, jak na polskie warunki, imponująca. Nie bulwersowałaby by ona jednak, gdyby piłkarz okazał się warty takich pieniędzy. Problem w tym, że do Poznania przyjechał na kurację, która miała trwać tygodnie, a zajęła pół roku. A potem nawet więcej. Gholizadeh miał za sobą artroskopię kolana, po której przechodził długą rekonwalescencję w czasie, gdy Lechowi wykruszała się kadra.
Na kłopoty zdrowotne nałożył się wyjazd zawodnika na mecze w reprezentacji swego kraju walczącego na początku roku w Pucharze Azji. Wiosną miał być do dyspozycji, ale nie pokazywał niczego ciekawego, grywał „ogony”, a i to nie zawsze, był nieprzydatny, nie zaliczył żadnej asysty, o zdobywaniu goli nie mówiąc. Rozczarowanie było duże, bo eksperci, pamiętający grę tego zawodnika w lidze belgijskiej, jego nietuzinkowe podania, przyspieszanie akcji, spodziewali się, że Irańczyk zawojuje naszą ekstraklasę.
W nowym sezonie zupełnie już zdrowy Gholizadeh wchodził na boisko w końcówkach meczów i niewiele mógł w tym czasie dobrego pokazać. Ledwo kilka jego akcji mogło się podobać, zaliczył przy tym niejedną stratę. Aż przyszedł mecz w Częstochowie, w którym Ali jak zwykle wszedł ma boisko w drugiej połowy. To nie był przełom, nadal zawodnik nie ma żadnych liczb, ale pierwszy raz tak bardzo ujawniła się dysproporcja w umiejętnościach jego i innych piłkarzy Kolejorza.
W drugiej połowie Lech był tłamszony przez Raków, głównie się bronił, ledwo kilka razy zagroził bramce gospodarzy, w tym raz poważnie, za sprawą właśnie Irańczyka, który idealnym podaniem obsłużył Fiabemę. Ten jednak zachował się beznadziejnie, zaprzepaścił świetną szansę na przywiezienie do Poznania wszystkich punktów. To nie był jedyny przebłysk klasy Gholizadeha, na wysokim poziomie zagrał kilka razy. Dał w ten sposób do myślenia tym, co załamują ręce nad jego obecnością w Lechu.
Decyzji trenera Frederiksena nie znamy, ale nikt z kibiców chyba by się nie obraził, gdyby ten piłkarz pojawił się w Lubinie od pierwszej minuty. Możemy być pewni, że nie zagra gorzej niż tydzień temu Ba Loua, gdyż jest to niewykonalne. Lechowi brakuje jakościowych skrzydeł, a irański piłkarz potrafi grać z boku boiska, także jako rozgrywający. W sytuacji, gdy do drużyny dołączyli Skandynawowie na dorobku, bez doświadczenia, każdy gracz dysponujący jakością jest na wagę złota. Systematycznie ich ostatnio ubywa. Planów Lecha nie znamy i nie wiemy, czy coś jest na rzeczy, ale pozbywanie się Gholizadeha akurat w takim momencie mogłoby okazać się naprawianiem błędu transferowego kolejnym.