Kolejorz mocno postawił się utytułowanemu przeciwnikowi, zmusił go do dużego wysiłku. Niewiele brakowało, a uzyskałby remis, wystarczyło wykorzystać okazje, których mu nie brakowało. Nie można powiedzieć, że to był pojedynek dwóch równorzędnych zespołów, ale tak grającego Lecha chciałoby się oglądać jak najczęściej. Porażka 2:4 z tak wielkim rywalem, grającym w najmocniejszym składzie, wstydu nie przynosi.
Jednak bez Thomasa Rogne na środku obrony zaczął mecz Lech. Przeciwko wielkiej Benfice trener Lecha wystawił Tomasza Dejewskiego, który bardzo rzadko pokazuje się w ekstraklasie, za to często występuje w drugoligowych rezerwach. Puchacz wrócił na pozycję bocznego obrońcy, a na skrzydłach pokazali się Skóraś i Kamiński. Ustawienie było więc ofensywne, podobnie zresztą jak Benfiki, która grała ze swoją trójką świetnych napastników.
Lech dobrze zaczął. Choć był trochę niepewny swych poczynań, opanował sytuację i przeprowadził kilka akcji ofensywnych. Dwa razy niecelnie uderzał Moder, za trzecim sprawił bramkarzowi Benfiki spory problem. Kiedy wydawało się, że Lech pogra jak równy z równym, dopadł go pech. Goście przeprowadzili szybką akcję, a wycofywaną spod końcowej linii piłkę ręką zatrzymał Dejewski. Rzut karny był bezdyskusyjny, Benfica łatwo objęła prowadzenie.
Wydawało się, że worek się otworzy, skoro nie tylko umiejętności, ale i szczęście są po stronie gości. Rzeczywiście starali się opanować sytuację, grali z narastającą swobodą, ale tylko do czasu, aż Lechowi udał się atak prawą stroną boiska. Skóraś uniknął pozycji spalonej, Czerwiński świetnie podał do Ishaka, a ten oddał pewny i celny strzał lewą nogą. Nastąpiło niespodziewane wyrównanie.
Ofensywna gra Benfiki imponowała. Błyskawicznie wymieniała piłkę stosując podania na obieg, prostopadłe, robiąc wiatrak z obrońców, którym trudno było za tym nadążyć. A jednak to Lech był bliższy zdobycia bramki, gdy po rzucie rożnym Moder przejął odbitą piłkę i natychmiast strzelił, ale tylko w poprzeczkę. Można było nabrać optymizmu, niestety dobrego wyniku do przerwy utrzymać się nie udało. Wystarczyło gapiostwo obu środkowych obrońców po dośrodkowaniu. Tylko Nunez wyskoczył w powietrze i bez problemu celnie trafił głową. Defensywa Lecha tylko się przyglądała.
Pierwsza połowa źle się skończyła, ale druga zaczęła świetnie, gdy celny strzał Kamińskiego głową dobił Ishak. Działo się to dosłownie chwilę po tym, jak Benfica miała stuprocentową sytuację, ale jakoś udało się wybronić. Ratować się musiał też potem, bo Benfice niewiele było trzeba, by rozklepać szybkimi podaniami Lecha w środku boiska i przedostawać się pod bramkę, wykorzystywać świetne panowanie nad piłką i mobilność swych graczy.
Strzelanina trwała. Nie minął kwadrans drugiej połowy, a Benfica znów prowadziła. Nunez łatwo ograł Crnomarkovicia w polu karnym i spokojnie pokonał Bednarka. Pokazał tym zagraniem wielką klasę. Tak grają najlepsi piłkarze czołowych klubów na świecie. Jest młody, przed urugwajskim piłkarzem, sprowadzonym za 24 miliony euro, wielka kariera.
Dopiero w 67 minucie trener Żuraw dokonał zmian w swej drużynie, gdy Jorge Jesus wcześniej przeprowadził aż cztery. Na boisko weszli Muhar i Marchwiński. Tymczasem faworyt nabierał rytmu, przyspieszał, gubił Lecha, przeważał. Lech próbował wyjść z kontrą. Kilka razy był bliski powodzenia, marnował niestety szanse przez złe podania. Tibie wystarczyło uruchomić wybiegającego na dobrą pozycję Kamińskiego. Trafił w obrońcę. Jeszcze lepszą szansę zmarnował Kaczarawa, zmiennik Ishaka. Wyszedł sam na sam, mógł zrobić wszystko, ale spudłował fatalnie. Działo się to w momencie, gdy akurat Lech niespodziewanie, na kilka minut uzyskał przewagę, zamknął wielką Benfikę na jej połowie, nie pozwalał jej wyjść z atakiem, raz po raz strzelał.
Strzałów w tym meczu Lech oddał wiele, nie mniej niż przeciwnik. Nie był niestety konkretny. Ostatnie minuty to gra wyrównana, z lekką przewagą Lecha, ale była ona dziwna, bo każde wyjście gości do przodu powodowało alarm w jego szeregach. Jakość była po portugalskiej stronie. W doliczonym czasie, gdy Lech prowadził grę, Benfica wyszła z szybkim atakiem i wyprowadziła w pole obronę stawiając kropkę nad „i”. Gola znów zdobył Nunez.
Lech Poznań SL – Benfica 2:4 (1:2)
Bramki: Mikael Ishak 15, 48 – Pizzi 9 (k), Darwin Núñez 42, 60, 90
Lech: Filip Bednarek, Alan Czerwiński, Tomasz Dejewski, Djordje Crnomarković, Tymoteusz Puchacz (74 (Wasyl Kraweć), Michał Skóraś (90 Mohammad Awwad), Pedro Tiba, Jakub Moder, Dani Ramirez (67 Karlo Muhar), Jakub Kamiński (67 Filip Marchwiński), Mikael Ishak (Nika Kaczarawa).
Benfica: Odysseas Vlachomidos, Gilberto, Nicolas Otamendi, Jan Vetonghen, Alex Grimaldo (67 Nuni Tavares), Pizzi (46 Rafa Silva), Adel Aaarabt (61 Julian Weigl), Gabriel, Everton, (87 Jardel), Luva Waldschmidt (62 Pedrinho), Darwin Nunez.
Żółte kartki: Crnomarković, Muhar.
Sędziował Nikola Dabanović (Czarnogóra).
Fot. lechpoznan.pl/fot. Przemysław Szyszka