Niemcy z Wolsburga chcą wykupić z Lecha Jakuba Kamińskiego. Oferują 7 milionów euro, czyli mniej więcej tyle, za ile sprzedany został do Southampton Jan Bednarek, co było wówczas polskim rekordem transferowym. Lech zakomunikował, że ofertę odrzuca. Nie można jednak wykluczyć, że zaakceptuje propozycję opiewającą na znacznie wyższą kwotę, jeżeli tak wpłynie. Nawet w tym okienku.
Ruch wokół 19-letniego zawodnika to dobra wiadomość dla właściciela klubu, ale fatalna dla trenera i dla kibiców Kolejorza. Młody skrzydłowy to teraz najlepszy zawodnik Lecha, motor napędowy akcji ofensywnych. Zmarnował poprzednie pół roku, bo sztab szkoleniowy nie poradził sobie z przygotowaniem wszystkich zawodników do rozgrywek, do tego piłkarza prześladowały kontuzje. Teraz obserwujemy eksplozję jego talentu.
Lech sprzedaje wychowanków za kwoty niewyobrażalne dla niemal wszystkich ligowych zespołów. Do niego należy aktualny rekord ekstraklasy – Jakuba Modera spieniężył za 11 milionów euro. Komentatorzy spodziewają się, że Kuba Kamiński może nabywcę kosztować jeszcze więcej. Kibice Lecha mogliby z tego powodu zacierać ręce – gdyby napływ wielkich pieniędzy przekładał się na rozwój drużyny. Tak się niestety nie dzieje. Każdy transfer wyróżniającego się wychowanka przekłada się tylko na zamożność klubu. Na klasę drużyny – ani trochę.
Jest ona nawet systematycznie osłabiana. Ledwo młody zawodnik zaczyna stanowić o jej sile, już go przy Bułgarskiej nie ma. Klub zyskuje fundusze na sprowadzenie klasowych i bardziej doświadczonych piłkarzy. Nie dokonuje jednak takich ruchów. Jakuba Modera nie zastąpił nikt. Lech pozyskał Karlstroema, którego bardziej się traktuje jako następcę Muhara. Oddanie do Derby County Jóźwiaka i pozyskanie Jana Sykory jest idealną ilustracją porzekadła „zamienił stryjek siekierkę na kijek”. Alan Czerwiński ma mniejsze umiejętności niż Robert Gumny.
Od miesięcy Lech szuka klasowego skrzydłowego. Nie chce dużo wydać, boi się popełnić jeszcze jedną transferową pomyłkę, więc idzie to jak po grudzie. Podobnie dzieje się z lewym obrońcą. Opieszałość dyrektora sportowego i właściciela klubu naraża drużynę na stratę punktów. Można więc być pewnym, że podobnie wyglądałoby szukanie następcy Kamińskiego. Młody skrzydłowy chce się rozwijać, grać w dużo lepszej lidze. Klub chce zarobić pieniądze. Powstrzymać tego nie można, ale prawdopodobne jest osłabienie drużyny, przed którą ludzie, nie potrafiący jej wzmocnić, postawili wysokie cele.
Lech z Bednarkiem i Gumnym w obronie, Moderem i Linettym w pomocy, Kamińskim i Jóźwiakiem na skrzydłach, byłby w lidze nie do pokonania, poradziłby też sobie w Europie. Piłkarska rzeczywistość wyklucza niestety taką możliwość. Daje jednak Lechowi mnóstwo pieniędzy na pozyskiwanie zawodników zapewniających triumfy w ekstraklasie. Ale klub z tego nie korzysta, co dla kibiców jest niewytłumaczalne.