Co się stało z Mistrzem Polski? Poniósł trzecią porażkę z rzędu, wszystkie w fatalnym stylu. W pierwszym meczu ligowego sezonu dał się na własnym boisku ograć zespołowi typowanemu do spadku. Lech był niezorganizowany, pozbawiony energii i pomysłu na grę. Zasłużenie przegrał 0:2. W błyskawicznym tempie trwoni wszystko, co zyskał w poprzednim sezonie.
Stal Mielec pozbyła się dużej liczby piłkarzy, miała poważne problemy ze skompletowaniem kadry na ekstraklasę. W Poznaniu okazała się jednak drużyną lepszą od faworyzowanego Lecha. Potrafiła zneutralizować go mądrą taktyką, ośmieszyć jego obronę, a właściwie jej szczątki. Przede wszystkim wiedziała, po co przyjechała do Poznania. Trener Lecha zapowiedział grę ofensywną. Była ona nijaka, bo Kolejorz nie istniał ani w ataku, ani w defensywie. Symulował pressing. Ishak nakrzyczał na Velde, gdy ten nie przyłączył się do ataku na przeciwników, lecz spokojnie przyglądał się rozwojowi wydarzeń.
Stal grała ostrożnie. Po każdej stracie piłki wszyscy piłkarze wycofywali się za jej linię, przed polem karnym było gęsto od ludzi. Lech nie znajdował na to recepty. Potrafił rozgrywać i wymieniać podania tylko w środku boiska, niekiedy tak nieudolnie, że tracił piłkę bez udziału przeciwnika. Kiedy tylko goście mogli, przechodzili do ofensywy, i to licznej. Bywało, że wszyscy gracze Stali oblegali pole karne Lecha. Już po 14 minutach Mistrz Polski stracił bramkę.
Nie tylko w tej sytuacji obrona zachowała się nieodpowiedzialnie. Pozbawiona Milicia i Salomona dawała się ogrywać łatwo. Trener van den Brom stwierdził, że nie potrzebuje większej liczby defensorów, w razie konieczności zmienią pozycję Kwekweskiri i Czerwiński. W sobotę można się było przekonać, że Lech gra właściwie bez obrony. I wszyscy to widzą z wyjątkiem trenera i być może dyrektora sportowego. Stal mogła podwyższyć wynik jeszcze w pierwszej połowie, gdy Rudko sparował na słupek groźny strzał.
Lech przeszedł do ofensywy, by odrobić stratę, była ona jednak bezzębna, bez przyspieszeń, jakby każdy piłkarz dźwigał na plecach worek kamieni. Mnożyły się podania w strefie środkowej. Tylko kilka razy udało się zagrozić bramce Stali i oddać strzały, z którymi radził sobie wypożyczony z Lecha Bartosz Mrozek. Sprawiał lepsze wrażenie niż Artur Rudko, grał ze spokojem, bardzo długo celebrował wybijanie piłki. Mógł go pokonać po szybkim wreszcie ataku Skóraś, strzelił jednak niecelnie. Tuż przed końcem pierwszej połowy gola mógł zdobyć Amaral. Mrozek świetnie nogą obronił jego uderzenie.
Portugalczyk mógł zdobyć gola także tuż po przerwie. Strzelił z bliska tuż pod poprzeczkę, Mrozek znów był jednak na posterunku, podobnie jak w kolejnych sytuacjach. Na początku drugiej połowy Lech grał z animuszem, nacierał, oskrzydlał, podawał, rozgrywał, wrzucał, ale w jednostajnym tempie, nie potrafił zaskoczyć Stali. Trener zmienił słabego, popełniającego błąd za błędem Rebocho na Douglasa, a ten natychmiast sprokurował gola. Miał piłkę przy nodze, mógł się jej pozbyć albo podać do bramkarza. Popełnił stratę, nastąpiło dośrodkowanie i strzał. Piłka skierowana była przy słupku, ale dobrej klasy bramkarz zatrzymałby ją.
Żal było patrzeć na bezradność Lecha. Niby miał inicjatywę, ale wynikała ona z wycofania się Stali do defensywy. Porcję gwizdów przyjął Velde, gdy zagapił się stojąc tuż przed bramką i nie zauważając, że leci w jego kierunku piłka. Trener przyglądał się tym wydarzeniom ze spokojem. Robił kolejne niczego nie zmieniające zmiany. Jeszcze w pierwszej połowie boisko musiał opuścić trzymający się mięsień Murawski. Van den Brom stwierdził, że piłkarze Lecha poradzą sobie z grą co trzy dni. To, co stało się z pomocnikiem Kolejorza dowodzi, że nie miał racji. Takie kontuzje zwykle leczy się długo.
Afonso Sousa, który wszedł na boisko dopiero pod koniec meczu, okazał się piłkarzem wartościowym. Często był przy piłce, rozprowadzał akcje, ale nie mogło to przynieść skutku przy kompletnym braku zgrania i pomysłu. Co się dzieje z Kolejorzem? To wynik niedotrenowania czy przetrenowania? – pytali kibice. Prawda jest taka, że drużyna nie istnieje. Jeśli nie nastąpi cud, czyli powrót do normalności, sezon został stracony zanim się zaczął.
Lech Poznań – Stal Mielec 0:2 (0:0)
Bramki: Piotr Wlazło 14, Maciej Domański 64
Żółte kartki: Pingot – Wlazło.
Lech: Artur Rudko, Joel Pereira, Lubomir Satka, Maksymilian Pingot, Pedro Rebocho (63 Barry Douglas), Krostoffer Velde (74 Gio Citaiszwili), Radosław Murawski (39 Jesper Karlstrom), Nika Kwekweskiri (63 Afonso Sousa), Joao Amaral, Michał Skóraś, Mikael Ishak.
Stal: Bartosz Mrozek, Maciej Wolski, Arkadiusz Kasperkiewicz, Mateusz Matras, Dominykad Barauskas, Krystian Getinger, Maciej Domański, Piotr Wlazło, Paweł Żyra (74 Fabian Hiszpański), Bartłomiej Ciepiela (48 Przemysław Maj), Mikołaj Leberdyński (65 Said Hamulic).
Sędziował Damian Kos (Gdańsk).
Widzów 12.421.