Piłkarsko kształtował się w Victorii Jaworzno. Na szerokie wody wypłynął jako gracz Zagłębia Sosnowiec, które nie było ligowym potentatem, więc czołowe polskie kluby próbowały ściągnąć wielki talent do siebie. Wśród nich był Lech, mający za sobą pierwsze ligowe triumfy. Rynek transferowy (ani żaden inny) w Polsce stanu wojennego nie istniał, rządziła armia, a Legia też bardzo chciała tego gracza. Na tych przepychankach skorzystał Górnik Zabrze. Dziś Urban prowadzi ten klub. Przyjeżdża do Lecha, który nie był mu pisany jako piłkarzowi, ale jako trenerowi.
Jan Urban w 1985 roku był gwiazdą polskiej ligi. Dla Zagłębia Sosnowiec zdobył 23 gole, jego prawdziwa piłkarska kariera dopiero ruszała. Lech, za sprawą trenera Wojciecha Łazarka i lokalnego środowiska, jak byśmy to dziś określili, biznesowego, zawojował ligę, miał ochotę na kolejne triumfy, ten świetny piłkarz bardzo by mu się przydał. W rezultacie starań, odbiegających od norm obowiązujących w krach piłkarsko rozwiniętych, młody piłkarz zjawił się w Poznaniu. Wspólnie z żoną wybrał już mieszkanie na Ratajach, gdy jak grom z jasnego nieba przyszła wiadomość: Legia, trenowana przez zawsze ambitnego Jerzego Kopę, będąca pieszczochem wojskowo-komunistycznych władz, też chce tego gracza. Jego zatwierdzenie do Lecha zostało wstrzymane, zaczęła się przepychanka.
Ostatecznie Lech musiał obejść się smakiem. Na pocieszenie miał tylko to, że nie udało się też Legii. Piłkarz trafił do Górnika Zabrze, a resort górniczy był w komunistycznej Polsce potęgą równą wojskowemu, import węgla kamiennego stanowił podstawę polskiej gospodarki. Jan Urban pograł w Zabrzu cztery lata, zdobył dla Górnika 54 gole, stał się prawdziwą gwiazdą, reprezentantem kraju. Zaczęła się hiszpańska część jego kariery, której głównym akcentem było, w barwach Osasuny, strzelenie Realowi trzech goli na Santiago Bernabeu. A potem został trenerem, najpierw juniorów w Osasunie, potem zespołów seniorskich. I jako trener trafił wreszcie do Poznania, wcześniej prowadząc Legię (dwukrotnie), Polonię Bytom, Zagłębie Lubin.
Zastąpił w Lechu Macieja Skorżę. Jak wiemy, „specjalnością” tego klubu od drugiej dekady XXI wieku jest permanentne wpadanie w kryzys, wyrzucanie w trakcie sezonu szkoleniowca, angażowanie ratownika. W 2015 roku cykl ten trwał w najlepsze, Lech pozbył się trenera, który kilka miesięcy wcześniej zdobył tytuł, ale potem zupełnie sobie radził, mistrz Polski leżał na łopatkach. Nowy trener wydźwignął zespół z kryzysu, zaczęło się wyszarpywanie skromnych zwycięstw. Od patrzenia na grę Kolejorza bolały zęby, nawet we Florencji, gdzie udało się sensacyjnie, głównie za sprawą rozpaczliwej, ale skutecznej defensywy, wygrać w Lidze Europy 2:1. Urban wytrzymał w Poznaniu tylko rok. Zmienił go Nenad Bjelica, też zresztą później wyrzucony w paskudnych okolicznościach.
Grającemu przeciwko Lechowi trenerowi Urbanowi wiodło się rozmaicie. Zwykle przegrywał, ale i zdarzało mu się wygrywać. Ostatni, zupełnie nieoczekiwany sukces osiągnął wiosną, gdy jego Górnik zatrzymał przy Bułgarskiej dobrze grającego Lecha. Zaczynała się właśnie seria zwycięskich meczów zabrzan. Biorąc pod uwagę skład tamtej drużyny, było to niemałe osiągnięcie trenera Urbana. Teraz będzie chciał to powtórzyć. Trafia na Lecha, który po bolesnym pożegnaniu się z Europą i porażce we Wrocławiu postara się odwrócić złą kartę, porzucić schematyczną, zachowawczą grę, zaprezentować styl odważny i ofensywny. To obiecuje trener van den Brom. Trener Urban z pewnością wie, że z teoretycznie lepszym zespołem można wygrać tylko sposobem.