Co za rozczarowanie! Cóż z tego, że Lech grał dobrze, tworzył jedną sytuację za drugą, prowadził, skoro pod koniec meczu popełnił dwa katastrofalne błędy w obronie po rzutach rożnych i zamiast pewnego zwycięstwa, jest porażka. Wysiłek włożony w mecz, dobre wrażenie, uznanie za ładną grę – wszystko to przepadło w kilka minut. W ten sposób żadnego sukcesu się nie odniesie.
Nie było trudno przewidzieć skład, w jakim Lech zacznie mecz w Lubinie. Jedyną niewiadomą była obsada pozycji prawego obrońcy. Dariusz Żuraw mógł postawić na Roberta Gumnego, ale i mógł dać Alanowi Czerwińskiemu szansę pokazania się na dobrze mu znanym stadionie. Wybrał to drugie rozwiązanie. I chyba szczęśliwy z tego powodu nie był. Jego nowy gracz był aktywny w ataku, ale w obronie się mylił.
Trudny bój o panowanie na boisku toczyły od początku obie drużyny, grając podobnie. Już w pierwszej minucie Lech stanął przed szansą odbierając piłkę defensorom. Niedokładność sprawiła, że nie było z tego efektu. Potem goście regularnie stosowali ten wariant. Starali się jak najszybciej odzyskiwać piłkę i inicjować ataki.
Nowy bramkarz Kolejorza rozpoczynał akcje podobnie, jak Mickey van der Hart. Przynosiło to efekty, gra była płynna, ciekawe próby kończyły się nietuzinkowym rozegraniem pod bramką rywala. W szeregach obronnych Zagłębia popłoch siały prostopadłe podania. Mocny, celny strzał z dystansu oddał Puchacz, co było pierwszym uderzeniem w tym meczu. Chwilę później Lech powinien wyjść na prowadzenie, gdy Ramirez świetnym podaniem wyprowadził Ishaka na doskonałą pozycję. Ten niestety strzelił fatalnie.
Po kwadransie zdecydowaną przewagę uzyskał Lech. Gra toczyła się głównie na połowie lubinian. Nic z tego jednak nie wychodziło. Obrońcy blokowali strzały, gdy nadarzały się okazje, by je oddawać, niektóre podania były spóźnione lub niecelne. A jednak to Zagłębie stanęło przed szansą wyjścia na prowadzenie, po przedostaniu się pod bramkę Bednarka. Bramkarz Lecha zażegnał niebezpieczeństwo.
Lech był dużo bardziej groźny. Po kolejnym prostopadłym podaniu Kamiński znalazł się sam przed bramkarzem. Desperacka interwencja obrońcy pozbawiła go bramki. Chwilę potem strzelał Ramirez, a piłka po rykoszecie odbiła się od słupka. Wariantów ofensywnych nie brakowało, gra była urozmaicona, choć niestety wciąż nieskuteczna.
O ile Lech przeprowadzał akcje z kilkunastoma podaniami, to Zagłębiu wystarczały dwa-trzy, by stworzyć sobie „setkę”. Tak było tuż przed końcem pierwszej połowy. Znów Lecha uratował Bednarek. Mimo optycznej przewagi, wyższej jakości Lecha, okazji bramkowych obie ekipy miały mniej więcej tyle samo. Jednak to Kolejorz wyszedł na prowadzenie, strzelając gola „do szatni”.
Sędzia przedłużył pierwszą połowę o trzy minuty. Brakowało kilku sekund do końcowego gwizdka, gdy w rozgrywającego zabawił się obrońca Satka. Idealnie obsłużył Tibę, któremu piłka się zaplątała pod nogami, ale jakoś ją uratował, a Ishak oddał mierzony strzał trafiając tuż przy słupku.
Skarcone w ten sposób Zagłębie może i chciało ruszyć po przerwie do przodu, by odrobić stratę. Lech na to nie pozwolił. To on wziął w posiadanie piłkę i rzadko się z nią rozstawał. Brakowało tylko finalizacji, czyli postawienia kropki nad „i”. Ta nieskuteczność miała się zemścić w samej końcówce.
Gospodarze rzadko próbowali się odgryzać, stosując podania pozwalające łatwo zdobywać teren. Gra Kolejorza cechowała się spokojem, czasami nawet denerwującym, choć zdarzało mu się przyspieszyć na połowie Zagłębia. Kamińskiemu niewiele brakowało do szczęścia, gdy szarżował na bramkę. Ambitna pogoń Guldana przyniosła powodzenie. Nieco słabiej od niego grał Jóźwiak. W połowie drugiej połowy zastąpił go Skóraś, wkrótce za Ramireza pokazał się Marchwiński.
Kwadrans przed końcem znów odebranie piłki rozgrywającym ją zawodnikom Zagłębia i szybka akcja Kamińskiego, niestety nieskuteczna. Potem jeszcze jeden przechwyt, szybka kontra, źle zakończona przez Skórasia. Zamiast rozgrywać, strzelił trafiając w obrońcę. Gospodarze nie mieli wiele do stracenia, więc i oni nacierali i mecz zrobił się żywy i ciekawy. Lech coraz częściej nastawiał się na defensywę i próby kontrataków. Czyżby zabrakło mu sił?
Taka zmiana sposobu gry nie przyniosła niczego dobrego. Zachęcone do ataku Zagłębie zagrażało coraz bardziej, stosowało futbol bezpośredni, nieskomplikowany. Wykonywało rzut rożny, po którym nie popisała się Lechowa defensywa, a zwłaszcza bramkarz, który zanotował przebieżkę mijając się z piłką. Trafiła ona na do obrońcy Guldana, a ten nie miał problemów z umieszczeniem jej w pustej bramce. Niemal natychmiast Lech mógł wyrównać. Tym razem szczęścia zabrakło Marchwińskiemu. Po kilku minutach znów był rzut rożny. Znów gapiostwo obrońców i kolejny gol dla Zagłębia, też strzelony przez obrońcę – Balicia. Wysiłek włożony przez piłkarzy Lecha w mecz frajersko przepadł.
Zagłębie Lubin – Lech Poznań 2:1 (0:1)
Lubomír Guldan 82, Saša Balić 87 – Mikael Ishak 45.
Zagłębie: Dominik Hładun, Kacper Chodyna, Dominik Jończy, Lubomir Guldan, Sasa Balić, Sasa Żivec, Jakub żubrowski (67 Łukasz Poręba), Jewgenij Baszkirow, Filip Starzyński (79 Patryk Szysz), Damjan Bohar (90 Lorenco Simić), Samuel Mraz (67 Rok Sirk).
Lech: Filio Bednarek, Alan Czerwiński, Lubomir Satka, Djordje Crnomarković, Tymoteusz Puchacz, Jakub Kamiński (90 Filip Szymczak), Pedro Tiba, Jakub Moder, Dani Ramirez (73 Filip Marchwiński), Kamil Jóźwiak (68 Michał Skóraś), Mikael Ishak.
Żółte kartki: Sirk – Šatka, Crnomarković.