Porażka nigdy nie jest czymś przyjemnym, nawet jeżeli z góry wpisuje się ją w koszty. Nie było wielkich szans na pokonanie Rakowa, grającego w najmocniejszym składzie i nastawionego na wywalczenie trofeum. Wszelkich możliwych trofeów, bo to klub na dorobku, ale o wielkomocarstwowych planach. Lechowi, mającemu przed sobą długą podróż do Baku i perspektywę walki o Ligę Mistrzów, Superpuchar gmatwał plany.
Postawa Kolejorza w tym meczu nie może zaskakiwać. Gdyby jednak defensywa w dwóch sytuacjach zachowała się odpowiedzialniej, można było uchronić się przed stratą bramek. Kto wie, czy nie doszłoby wówczas do serii rzutów karnych, czyli do loterii. Klub do dziś nie pozyskał środkowego obrońcy, poważnie utrudniając zadanie holenderskiemu trenerowi. Jeden Milić na środku obrony to zdecydowanie za mało na drużynę tak dobrze zorganizowaną i zgraną, jak Raków. Czasu na dokonanie sensownego transferu było mnóstwo. Jeżeli do kontuzjowanego Salamona nie daj Boże dołączy jeszcze jeden obrońca, Lech stanie się bezbronny.
Całe szczęście, że wypaliły dwa inne transfery. Nowi gracze Lecha okazują się piłkarzami wartościowymi. Gio Citaiszwili imponował szybkością i panowaniem nad piłką. Jeżeli tylko da się przekonać, że warto czasami oddać piłkę koledze, bo celem nie jest dryblowanie kolejnych rywali lecz strzelenie bramki, to Kolejorz będzie miał gracza napędzającego akcje ofensywne. Szkoda, że tylko na rok. Gruzin grał od początku meczu, a Afonso Sousa swoje możliwości pokazał dopiero w drugiej połowie. Nie byle jakie możliwości. Nie ma wątpliwości, że to klasowy piłkarz, może zostać gwiazdą ligi. I ciągle na dorobku, z perspektywą na ciekawy transfer. Panuje nad piłką, dużo widzi, pokazuje się we wszystkich strefach boiska.
Mówi się, że obecnemu Lechowi łatwiej będzie godzić grę w pucharach, jeśli zakwalifikuje się do fazy grupowej, z rywalizacją ligową, bo John den Brom może wybierać z licznej grupy piłkarzy. Już pierwsza próba sięgnięcia po głębsze rezerwy pokazała niestety, że nie zawsze liczba przekłada się na jakość. Dysproporcja w umiejętnościach Lechowego zaplecza i pierwszej jedenastki Rakowa była duża. Jeszcze większa – w organizacji gry. Być może lepiej by to wszystko wyglądało, gdyby trener podjął inne decyzje, postawił od początku na Ramireza i Pingota, pozwolił Kwekweskiriemu grać tam, gdzie największy z niego pożytek. Tego już się nie dowiemy, bo nigdy nie zobaczymy Lecha w choćby zbliżonym składzie.
Z liczby piłkarzy nie może wynikać siła drużyny, gdy brakuje prawdziwych obrońców, a za rozgrywanie akcji w ofensywie z konieczności bierze się defensywny pomocnik. Za to Ishak może mieć niebawem zmienników nie tylko teoretycznych, bo Szymczak będzie czynił postępy, a Sobiech, choć przebywał na boisku krótko i nie wykorzystał okazji bramkowych, rozegrał najlepszy swój mecz w barwach Lecha. Gdyby się nie spóźniał z dojściem do piłki, poruszał się odrobinę szybciej, mógłby pokrzyżować plany Marka Papszuna. Tym razem napastnik ten nie pomógł Lechowi, ale kto wie, czy zdobywanie bramek nie jest mu jeszcze pisane.
Rezerwowemu Lechowi nie udało się zdobyć Superpucharu, ale ten mecz był pożyteczny. Zmusił do refleksji. Przekonaliśmy się o jakości nowych piłkarzy, uświadamiając sobie jednocześnie, że choć Lech jakością swej kadry góruje nad ligowymi rywalami, to jednak kadra ta jest nierówna, a braki na niektórych pozycjach budzą duży niepokój. Może ona nie wystarczyć na pogodzenie walki w Europie z dążeniem do obrony mistrzowskiego tytułu.