Nierówny pojedynek. Drugi garnitur Lecha nie pokonał Rakowa

Łatwo przewidzieć wynik spotkania, gdy jedna drużyna gra w najsilniejszym składzie, a trener drugiej oszczędza najlepszych piłkarzy na mecz o wiele ważniejszy. Brak jakości widoczny był we wszystkich formacjach Lecha, więc słowa o dwóch równorzędnych jedenastkach, jakie może wystawić trener, okazały się czczą przechwałką. Optymizmem napawają tylko udane debiuty. Z nowych graczy Lech będzie miał duży pożytek. Gdyby klub sprowadził też odbiorcę, prawdopodobnie można byłoby zapobiec łatwej stracie dwóch bramek.

Niewielu prawidłowo wytypowało skład Lecha na ten mecz. Największą niespodzianką była obecność w wyjściowym składzie Karlstroma i Murawskiego. Wydawało się, że właśnie kluczowym zawodnikom środka pola trener pozwoli odpocząć przed rewanżowym spotkaniem przeciwko Karabachowi. Inne zaskoczenie to gra na środku obrony Kwekweskiriego. Należało się go spodziewać w składzie, ale raczej w pomocy. Satki i Amarala brakowało nawet na ławce rezerwowych.

Eksperymentalny skład Lecha, a zwłaszcza brak klasycznego rozgrywającego szybko znalazł przełożenie na jakość gry. Raków był lepszy od samego początku, Lecha stać było tylko na zrywy. Pierwsze składniejsze akcje mistrz Polski  przeprowadził dopiero po 10 minutach. Szybko ujawniła się błyskotliwość w grze Citaiszwili’ego, jego wysokie umiejętności techniczne. Zaskoczeniem była aktywna postawa Sobiecha. Jednak nieustannie trzeba było uważać na szybko przeprowadzane ataki Rakowa. Mecz był ostry, mnożyły się sporne sytuacje i interwencje sędziego.

Po 20 minutach wydawało się, że gol dla Rakowa jest murowany. Zamknął Lecha w polu bramkowym, obrońcom nie udawało się wybijanie piłki, wracała ona pod bramkę Bednarka, który dobrze spisywał się na linii. Fatalnie natomiast wprowadzał piłkę do gry, kopał na aut lub obsługiwał przeciwników ułatwiając im szybkie przejmowanie inicjatywy, swobodne rozgrywanie. Lech miał bardzo dobrą okazję bramkową w 41 minucie, gdy indywidualną akcję przeprowadził Ba Loua, a Sobiechowi zabrakło centymetrów do wykorzystania głową jego świetnego dośrodkowania.

Niewykorzystanie tej sytuacji zemściła się po kilku minutach, gdy Raków wykonał kilka szybkich podań i ujawnił się brak prawdziwych środkowych obrońców. Kwekweskiri i Murawski stali niczym wmurowani, nie przeszkadzali stoperowi Racovitanowi w pokonaniu Bednarka. Lech mógł wyrównać niemal natychmiast, ale znów szczęście nie dopisało Sobiechowi. Akcji ofensywnych gospodarzy było w pierwszej połowie ledwo kilka. Nie mogło być więcej, gra się nie kleiła, za rozgrywanie próbował brać się Karlstrom.

Druga połowa zaczęła się mocno. Najpierw po stałym fragmencie piłka po strzale Wdowiaka odbiła się od słupka bramki Bednarka, a po chwili przebojową akcją błysnął Citaiszwili. Gdy wpadał w pole karne, taktyczny faul popełnił Ivi Lopez, za co zobaczył żółtą kartkę. Rzut wolny Douglasa wykorzystany nie został, za to akcję ofensywną przeprowadził Raków i Wdowiak zaskoczył Bednarka płaskim strzałem. Goście prowadzili dwoma bramkami i mecz był właściwie rozstrzygnięty.

Nie minął kwadrans drugiej połowy, a John van den Brom znów zaskoczył – wprowadzając na boisko Ramireza zdjął z niego nie któregoś z „żelaznych” pomocników, ale Sobiecha. Dopiero kilka minut później Karlstroma zastąpił Afonso Sousa. Nowy nabytek Kolejorza szybko pokazał się z dobrej strony – zablokował groźny strzał, a po chwili sam celnie uderzył na bramkę Kovacevicia. To gracz z dużymi umiejętnościami, polotem, potrafiący czytać grę. Potem jeszcze trener wymienił skrzydłowych i wprowadził młodzieżowego defensora Pingota, co na jakość gry Kolejorza nie wpłynęło. Wciąż był słabszy od przeciwnika. Nawet gdy w końcówce przycisnął go do muru, trzeba się było liczyć ze stratą kolejnych goli po kontratakach.

Wynik nie jest niesprawiedliwy, bo czołowa w kraju drużyna, prowadzona od lat przez trenera wciąż doskonalącego wymyślony przez siebie system gry, nie miała problemów z wykazaniem wyższości nad zespołem dość przypadkowo zestawionym, pozbawionym ważnych ogniw, mało skoordynowanym. Prawdopodobnie nigdy już nie zobaczymy Kolejorza grającego w tym składzie.

Lech Poznań – Raków Częstochowa 0:2 (0:1)
Bogdan Racovițan 43, Mateusz Wdowiak 51
Żółte kartki: Karlström, Citaiszwili, Kwekweskiri, Ramírez – Papanikoláou, Lederman, López, Rundić.
Lech: Filip Bednarek, Alan Czerwiński, Nika Kwekweskiri, Antonio Milić, Barry Douglas, Adriel Ba Loua (74 Kristoffer Velde), Radosław Murawski (74 Maksymilian Pingot), Jesper Karlstrom (64 Afonso Sousa), Filip Szymczak, Gio Citaiszwili (74 Michał Skóraś), Artur Sobieech (58 Dani Ramirez).
Raków: Vladan Kovacević, Bogdan Racovitan, Zoran Arsenić, Milan Rundić, Fran Tudor, Giannis Papanikolaou 84 Igor Sapała), Ben Lederman (88 Szymon Czyż), Mateusz Wdowiak (78 Władysław Koczerhin), Ivi Lopez (84 Wiktor Długosz), Patryk Kun, Vladislavs Gutkovskis (78 Sebastian Musiolik).
Sędziował Paweł Raczkowski (Warszawa)
Widzów 15.898.

Udostępnij:

Podobne

Pogrom na Morasku

Ostre strzelanie urządziły sobie panie z Lecha Poznań UAM mierząc się z najsłabszą drużyną pierwszej ligi kobiet, Bielawaianka Bielawa. Wygrały aż 11:0. Można jednak powiedzieć,

Sensacja! Lech ograny przez beniaminka

Piękna seria zwycięstw nie mogła trwać bez końca. Kto by się jednak spodziewał, że przerwie ją beniaminek z Lublina, zmęczony meczami granymi co kilka dni?