Tydzień przed rozpoczęciem przygotowań do rozgrywek Lech nie ma kompletnej drużyny. Przeprowadził tylko jeden transfer do klubu, stwarzając konkurencję Alanowi Czerwińskiemu na prawej obronie. Nie ma za to ani jednego lewego obrońcy. Potrzebuje też graczy ofensywnych, zwłaszcza skrzydłowego. Wątpliwe, by powiodły się ruchy, o których głośno w mediach – pozyskanie dawnych gwiazd.
Nowy sezon za pasem, a komitet transferowy wciąż obraduje. Mało wskazuje, by trener Maciej Skorża otrzymał drużynę skompletowaną na czas. Niektórzy zawodnicy mogą wejść w sezon nie w pełni do niego przygotowani. Powtórzyłaby się więc sytuacja z ubiegłych lat. Specjalnością Lecha jest sięganie w ostatniej chwili po graczy bez kontraktu. Na takie tanie rozwiązanie można sobie pozwolić, skoro i tak nie ma się wizji budowy drużyny, bo nikt w klubie na tym się nie zna. Stąd biorą się zarzuty ekspertów, że Lech kupuje piłkarzy na sztuki.
Co łączy Barry’ego Douglasa, Marcina Kamińskiego, Gergo Lovrencsicsa? Grali w Kolejorzu, sięgali po tytuł. Władze klubu często mówią o powrocie byłych graczy na stare śmieci. Nic z tego jednak nie będzie. „Kamyk” już dogadał się z Schalke. Barry Douglas bardzo by się w Poznaniu przydał, ale stał się specjalistą od awansów z Championship do Premier League. Dokonał tego z ekipami Wolverhampton i Leeds. Jego kariera ruszyła po przejściu z Dundee United do Lecha. Nie ma aktualnie klubu, ale wyrobił sobie taką markę na Wyspach, że się stamtąd nie ruszy. Także powrót do Poznania 33-letniego Lovrencsicsa w rachubę nie wchodzi.
Wszyscy ci piłkarze byli niegdyś podporą Lecha, Maciej Skorża świetnie zna ich walory. Czas jednak mija, a dwukrotne wchodzenie do tej samej rzeki rzadko ma sens. Jeśli potrzebuje zawodników klasy Douglasa, Hamalainena czy Zaura Sadajewa, to trzeba takich najpierw znaleźć, a potem sprowadzić. Nie można wykluczyć, że tacy są już upatrzeni, ale trzeba ich jeszcze przekonać do transferu. A czas ucieka…