Gdy w lipcu 2020 roku ogłoszony został nowy transfer, tradycyjnie nie brakowało negatywnych opinii nawet wśród ekspertów mówiących o tym, że Mikael Ishak nie potrafi godnie zastąpić innego zasłużonego obcokrajowca, Christiana Gytkjaera. Od początku jego pobytu w Poznaniu było jasne, że to trafny wybór. Zaczął od 3 goli w 2 pierwszych meczach i z biegiem czasu stał się głównym motorem napędowym drużyny, dla której sezon 2020/21 końcowo okazał się nieudany.
Równo rok później Maciej Skorża, wracający do Kolejorza, by wyciągnąć zespół z kryzysu, podjął – jak się w przyszłości okazało – kluczową decyzję. Były gracz m.in. Nurnberga został nowym kapitanem zespołu, co dało mu poczucie docenienia i większej odpowiedzialności za losy drużyny. Z Joao Amaralem i Jakubem Kamińskim stworzył tercet, który w głównym stopniu zapewnił tytuł mistrzowski, a sam Ishak do ostatniej kolejki mógł myśleć o trofeum dla najlepszego strzelca w sezonie Ekstraklasy.
Na następne rozgrywki zespół objął obecny szkoleniowiec, John van den Brom. Jak to bywa przy zmianie na posadzie trenera, część graczy zyskuje, a część traci. U Holendra również tak się wydarzyło. Amaral stracił blask z poprzedniego sezonu i już go w Wielkopolsce nie ma, ale Filip Marchwiński czy Kristoffer Velde zaliczyli duży progres stając się kluczowymi elementami układanki. Całkowicie ominęło to Mikaela Ishaka, który cały czas prezentował wysoki poziom niezależnie od tego, kto stoi przy linii bocznej. Udaną jesień, kiedy m.in. w dwumeczu trzykrotnie pokonał golkipera hiszpańskiego Villarrealu, zwieńczył parafowaniem nowego kontraktu, odrzucając znacznie lepsze finansowo propozycje z innych klubów.
W pewnym momencie rundy wiosennej stało się widoczne, że Szwed nie jest do końca sobą. Zaczął dawać mniej zespołowi nie tylko przez zdobywane bramki, ale też samą boiskową postawę. 20 kwietnia pojawiła się sensacyjna decyzja Johna van den Broma o wystawieniu w podstawowym składzie na rewanżowy mecz z Fiorentiną Artura Sobiecha kosztem Szweda. 30-latek pojawił się na boisku z ławki rezerwowych i jak się później okazało, były to jego ostatnie minuty w sezonie.
W pierwszym momencie można było podejrzewać decyzję taktyczną, ale był to dopiero początek poważnego problemu, jaki miał trapić Szweda przez następne miesiące. Początkowo nieoficjalnie podano informacje o przyczynie absencji, a później sam klub potwierdził informację o zdiagnozowanej boreliozie. W mediach pojawiły się opinie ekspertów i przykłady Tomasza Loski, sędziego Musiała czy innych sportowców zmagających się w przeszłości z tą dolegliwością. Płynęła z tego konkluzja, że powrót do zdrowia wyczynowego sportowca może zająć nawet kilka lat, a dany zawodnik już nigdy może nie powrócić do optymalnej formy fizycznej.
Kapitan Kolejorza do końca sezonu już nie pojawił się na boisku, ale od początku okresu przygotowawczego wrócił do treningów indywidualnych i drużynowych. Sezon zaczął w podstawowym składzie w Gliwicach i w następnych meczach dostawał regularne szansę gry, ale nie prezentował się tak, jak do tego przyzwyczaił przed przymusową absencją. John van den Brom tłumaczył, że on jak i cały zespół do pełni formy mają dojść kolejnymi rozegranymi spotkaniami. Tak poniekąd się stało. Z powodów zdrowotnych musiał opuścić zdecydowaną większość wrześniowych rywalizacji, ale gdy wrócił w październiku, przypomniał o sobie w najlepszy możliwy sposób prezentując niebagatelne umiejętności.
Przemianę w trakcie obecnego sezonu potwierdzają też statystyki. Przede wszystkim największa różnica jest w najważniejszych dla ofensywnego piłkarza liczbach. Do meczu z Górnikiem na początku września zdobył zaledwie 1 gola z Radomiakiem, a od powrotu do zdrowia pięciokrotnie pokonał bramkarza rywali i zanotował 3 ostatnie podania. Różnicę widać też w aktywności, którą obrazuje liczba kontaktów z piłką. Na początku nie przekraczała nawet 20, a gdy Szwed znajdował się już w lepszej dyspozycji, było ich najczęściej ponad 30. Widoczna jest też pracowitość w grze obronnej. Ishak w swoim najlepszym wydaniu aktywnie bierze udział w rozbijaniu ataków przeciwników, a nawet wraca do własnego pola karnego, by oddalić zagrożenie. Tak to wyglądało właśnie w październiku i dotychczasowych listopadowych starciach, a w okresie letnim, gdy napastnik nie pokazywał swoich umiejętności, też nie dawał rady poruszać się od jednej do drugiej linii końcowej.
Mikael Ishak ma na koncie 124 występy, 64 gole i 20 asyst w barwach Lecha. Bramki przypadają na 35 różnych rywali, w tym wszystkich obecnie znajdujących się w Ekstraklasie. 17 razy pokonywał bramkarzy w ramach europejskich rywalizacji, a pozostałe 47 trafień zostały zdobyte w lidze. Co ciekawe, 7-krotny reprezentant swojego kraju wciąż czeka na premierową zdobycz w Pucharze i Superpucharze Polski. W niedzielnym spotkaniu z Widzewem ma świetną okazję do wyrównania, a nawet przebicia klubowego rekordu goli zdobytych przez obcokrajowca. Obecnie ten tytuł dzierży Duńczyk Christian Gytkjaer, ale ma już tylko 1 bramkę więcej od obecnego kapitana Kolejorza.
Szwed będący w swojej najlepszej dyspozycji jest najlepszym zawodnikiem Lecha. Doskonale znane jest jego przywiązanie do Poznania, wiadomo też, jak duży ma wpływ na zespół jako kapitan. Pobicie rekordu to tylko kwestia czasu i jeśli nigdzie nie odejdzie, powinien wyśrubować swój wynik do ogromnych rozmiarów, na miarę najlepszych lechitów. Wiek pozwala mu na grę przez co najmniej kilka najbliższych lat, co oznacza, że będzie tylko umacniał pozycję w historii klubu. Nawet tak ciężki do przezwyciężenia problem nie przeszkodził Ishakowi wrócić do dowodzenia drużyną, by prowadzić ją w walce o mistrzostwo i w przyszłości odnosić kolejne sukcesy.
Choroba nie zepsuła lechity. Mikael Ishak krok od rekordu
Gdy w lipcu 2020 roku pojawiło się ogłoszenie nowego transferu tradycyjnie nie zabrakło negatywnych opinii nawet wśród ekspertów mówiących o tym, że Mikael Ishak nie będzie w stanie godnie zastąpić innego zasłużonego obcokrajowca, Christiana Gytkjaera. Już od początku jego pobytu w Poznaniu okazało się, że to trafny wybór. Zaczął od 3 goli w 2 pierwszych meczach i z biegiem czasu stał się głównym motorem napędowym drużyny, dla której sezon 2020/21 końcowo okazał się nieudany.
Praktycznie równo rok później Maciej Skorża wracający do Kolejorza, by wyciągnąć zespół z kryzysu podjął – jak się w przyszłości okazało – kluczową decyzję. Były gracz m.in. Nurnberga został nowym kapitanem zespołu, co dało mu poczucie docenienia i większej odpowiedzialności za losy klubu. Wraz z Joao Amaralem i Jakubem Kamińskim stworzyli tercet, który w głównym stopniu zapewnił tytuł mistrzowski, a sam Ishak do ostatniej kolejki mógł myśleć o trofeum dla najlepszego strzelca w sezonie Ekstraklasy.
Na następne rozgrywki zespół objął obecny szkoleniowiec, John van den Brom. Jak to bywa przy zmianie na posadzie trenera część graczy zyskuje, a część traci. U Holendra również tak się wydarzyło. Amaral stracił swój blask z poprzedniego sezonu i już go w Wielkopolsce nie ma, ale Filip Marchwiński czy Kristoffer Velde zaliczyli duży progres stając się kluczowymi elementami układanki. Całkowicie ominęło to Mikaela Ishaka, który cały czas prezentował swój wysoki poziom niezależnie od tego, kto stoi tuż przy linii bocznej. Udaną jesień, kiedy m.in. w dwumeczu trzykrotnie pokonał golkipera hiszpańskiego Villarrealu zwieńczył parafowaniem nowego kontraktu odrzucając przy tym znacznie lepsze finansowo propozycje z innych klubów.
W pewnym momencie rundy wiosennej widoczne się zrobiło, że Szwed nie jest do końca sobą. Zaczął dawać mniej zespołowi nie tylko przez zdobywane bramki, ale też samą boiskową postawą. 20 kwietnia pojawiła się wręcz sensacyjna decyzja Johna van den Broma o wystawieniu w podstawowym składzie na rewanżowy mecz z Fiorentiną Artura Sobiecha kosztem Szweda. 30 – latek pojawił się na boisku z ławki rezerwowych i jak się później okazało były to jego ostatnie minuty w sezonie.
W pierwszym momencie można było podejrzewać decyzję taktyczna, ale był to dopiero początek poważnego problemu, jaki będzie trapił Szweda przez następne miesiące. Początkowo nieoficjalnie podano informacje o przyczynie absencji, a później sam klub potwierdził diagnozę o zdiagnozowanej boreliozie. W mediach pojawiły się opinię ekspertów i przykłady Tomasza Loski, sędziego Musiała czy innych sportowców zmagających się w przeszłości z tą dolegliwością. Płynęła z tego konkluzja, że powrót do zdrowia wyczynowego sportowca może zająć nawet kilka lat, a dany zawodnik już nigdy może nie powrócić do swojej optymalnej formy fizycznej.
Kapitan Kolejorza do końca sezonu już nie pojawił się na boisku, ale od początku okresu przygotowawczego do obecnie trwających zmagań wrócił do treningów indywidualnych i drużynowych. Sezon zaczął w podstawowym składzie w Gliwicach i w następnych meczach dostawał regularne szansę gry, ale nie prezentował się tak, jak do tego przyzwyczaił przed przymusową absencją. John van den Brom tłumaczył to, że on jak i cały zespół do pełni formy mają dojść kolejnymi rozegranymi spotkaniami. Tak poniekąd się stało. Z powodów zdrowotnych musiał opuścić zdecydowaną większość wrześniowych rywalizacji, ale gdy wrócił w październiku przypomniał o sobie w najlepszy możliwy sposób przypominając swoje niebagatelne umiejętności.
Przemianę w trakcie obecnego sezonu potwierdzają też statystyki. Przede wszystkim największa różnica jest w najważniejszych dla ofensywnego piłkarza liczbach. Do meczu z Górnikiem na początku września zdobył zaledwie 1 gola z Radomiakiem, a od powrotu po urazie pięciokrotnie pokonał bramkarza rywali i zanotował 3 ostatnie podania. Różnicę widać też w aktywności, którą obrazuje ilość kontaktów z piłką. Na początku ich liczba nie przekraczała nawet 20, a gdy Szwed znajdował się już w lepszej dyspozycji było ich najczęściej ponad 30. Widoczna jest też pracowitość w grze obronnej. Ishak w swoim najlepszym wydaniu aktywnie bierze udział w rozbijaniu ataków przeciwników, a nawet wraca do własnego pola karnego, by oddalić zagrożenie. Tak to wyglądało właśnie w październiku i dotychczasowych listopadowych starciach, a w okresie letnim, gdy napastnik nie pokazywał swoich umiejętności też nie dawał rady poruszać się od jednej do drugiej linii końcowej.
Mikael Ishak ma na swoim koncie 124 występy, 64 gole i 20 asyst w barwach Lecha. Bramki przypadają na 35 różnych rywali, w tym wszystkich obecnie znajdujących się w Ekstraklasie. 17 razy pokonywał bramkarzy w ramach europejskich rywalizacji, a pozostałe 47 trafień zostały zdobyte w lidze. Co ciekawe 7 – krotny reprezentant swojego kraju wciąż czeka na premierową zdobycz w Pucharze i Superpucharze Polski. W niedzielnym spotkaniu z Widzewem ma świetną okazję do wyrównania, a nawet przebicia klubowego rekordu goli zdobytych przez obcokrajowca. Obecnie ten tytuł dzierży Duńczyk, Christian Gytkjaer, ale ma już tylko 1 bramkę więcej od obecnego kapitana Kolejorza.
Szwed będący w swojej najlepszej jest najlepszym zawodnikiem Lecha. Doskonale znane jest jego przywiązanie do Poznania, wiadomo też, jak duży ma wpływ na zespół jako kapitan. Pobicie rekordu to tylko kwestia czasu i jeśli nigdzie nie odejdzie powinien wyśrubować swój wynik do ogromnych rozmiarów na miarę najlepszych lechitów w historii. Wiek pozwala mu na grę przez co najmniej kilka najbliższych lat, co oznacza, że będzie tylko umacniał swoją pozycję w historii klubu. Obecnie nawet tak ciężki do przezwyciężenia problem, nie przeszkodził Ishakowi wrócić do dowodzenia drużyną, by prowadzić ją w walce o mistrzostwo i w przyszłości odnosić kolejne sukcesy.
Mikołaj Duda