Cel osiągnięty. Awans wywalczony 

Lech Poznań pokonał w Kownie Żaligiris 2:1 po golach Marchwińskiego i Ba Loua, grając przez pełne 90 minut na luzie, z włączonym trybem ekonomicznym i mocno zmienionym składzie. W trzeciej rundzie eliminacji Ligi Konferencji zmierzy się ze Spartakiem Trnawa.

Już w 2 minucie wynik mógł otworzyć Marchwiński, ale skutecznie interweniował bramkarz. Następnie inicjatywę próbowali przejąć gospodarze, jednak Lechici nie dali się zepchnąć do defensywy. Pierwszy kwadrans upłynął na kilku atakach obydwu stron, ale zdecydowanie groźniejsi byli długo utrzymujący się przy piłce Lechici, głównie za sprawą Filipa Marchwińskiego. Z pierwszą próbą poradził sobie Mikelionis, ale za drugim razem młodzieżowiec otworzył wynik strzelając głową z bliska. W 22 minucie gracz Żalgirisu miał wymarzoną sytuację, wyszedł sam na sam z Mrozkiem, ale strzelił bardzo źle, więc bramkarz był w stanie odbić piłkę.

Po chwilowym animuszu gospodarzy Kolejorz przejął inicjatywę i całkowicie kontrolował mecz, poprzez spokojne budowanie kolejnych akcji. Po dłuższym czasie przeciwnicy próbowali się odgryźć, ale Sirgedas w dobrej sytuacji uderzył obok bramki. Chwilę później starał się podpowiedzieć Lech, jednak najpierw Sousa spudłował, potem Filip Szymczak nieczysto trafił w piłkę. W pierwszej połowie Lech był drużyną bezwzględnie lepszą, ale momentami gubił się w obronie. Najlepsi byli strzelec gola i obaj Portugalczycy, aktywnemu Wilakowi brakuje jeszcze umiejętności na grę w drużynie takiej, jak Lech.

W przerwie John van den Brom zdecydował się na dwie zmiany. Po raz pierwszy w tym sezonie zagrali Maksymilian Pingot i Nika Kvekveskiri. Druga część rozpoczęła się z szansami dla obu stron. Wilak uderzył prosto w bramkarza, a chwilę później świetnie wyciągnął się golkiper Kolejorza. Tempo gry wyraźnie spadło, co bardzo odpowiadało oszczędzającemu siły Lechowi, ale i tak po kwadransie drugiej połowy bliski gola znów był Marchwiński. 

Dziesięć minut przed końcowym gwizdkiem, po dobrym dośrodkowaniu rezerwowego Hoticia i wejściu jego kolegów w pole karne, sędzia podyktował rzut karny za zatrzymanie Sobiecha. Poszkodowany wykonał jedenastkę bardzo źle, trafiając tylko w słupek. Ożywiło to podopiecznych Stankinieviciusa, którzy byli blisko wyrównania, ale na posterunku był świetnie dysponowany Mrozek.

Blisko było drugiej jedenastki, ale sędzia nie dopatrzył się faulu na Hoticiu. Kilka sekund później centymetry od gola dzieliły Nike Kvekveskiriego. W samej końcówce po dobrej kombinacyjnej akcji znów blisko umieszczenia piłki w siatce był Marchwiński, jednak kilka chwil później drugą bramkę w Kolejorzu, po indywidualnej akcji, zdobył Ba Loua. Dużą łyżką dziegciu był gol Kownian w doliczonym czasie. Litwin zdobył go z pomocą Czerwińskiego, od którego odbiła się piłka myląc Mrozka.

Tempo ostatniej części rywalizacji polski – litewskiej momentami przypominała sparing. Gospodarze byli pogodzeni ze swoim losem, a Lech pewny awansu oszczędzał siły na następne pojedynki. Drużyna Johna van den Broma w przyzwoitym stylu wykonała obowiązek, pewnie wygrywając na Litwie, do pełni szczęścia zabrakło tylko czystego konta.

Mikołaj Duda, Kowno

Fot. Damian Garbatowski

Udostępnij:

Podobne