Lech przystąpił do meczu bez czołowych zawodników, ale z pewnością siebie. Grał swobodnie, przez 5 minut miał inicjatywę, co niczego nie dawało. Były szanse na dobrą kontrę. Zmarnował ją Jevtić jednym z wielu w tym spotkaniu przegranych dryblingów. Po chwili już Cracovia prowadziła. Wystarczyła szybka akcja prawym skrzydłem, dośrodkowanie i uderzenie z pierwszy piłki „pod ladę”. Burić nie zdążył nawet spojrzeć, a Klupś nie uznał za stosowne przeszkadzać strzelcowi.
Potwierdziło się, że gospodarze są teraz groźnym, dobrze zorganizowanym zespołem. Jednak Lech wcale nie zamierzał się poddawać. Grał dokładnie tak samo, jak na początku. Szkoda tylko, że nadużywał dryblingów. Pierwszy strzał oddał po kwadransie, gdy do dośrodkowania Jevticia z rzutu rożnego wyskoczył Jóźwiak i głową skierował piłkę nad poprzeczkę.
Cracovia sprawiała wrażenie zadowolonej z wyniku, za to Lech dwoił się i troił, by panować na boisku. I panował, grał coraz płynniej, mógł się podobać. Brakowało tylko siły ofensywnej. Nominalni napastnicy Jevtić i Marchwiński nie generowali zagrożenia. Ten młodszy otrzymał dobre podanie z lewej strony boiska, ale piłki nie opanował. Szkoda, bo mógł sfinalizować płynną akcję swej drużyny. Lech prowadził grę, a biernej Cracovii niewiele brakowało, by z niczego podwyższyć prowadzenie. Burić z trudnością obronił sytuacyjne uderzenie Wdowiaka. W tym spotkaniu tylko gospodarze oddawali celne strzały.
Drugą połowę Cracovia zaczęła aktywniej i już po kilku minutach stworzyła kilka okazji bramkowych. Pachniało golem, bo w przeciwieństwie do Lecha nacierała w sposób przemyślany, nie zadowalało jej samo prowadzenie gry i wymienianie podań. Na boisku pojawił się Cabrera, czołowy strzelec krakowskiej drużyny. Kolejorz ofensywnie grał w środku boiska. Pod bramką rywala szybko tracił koncept. Po 10 minutach łapiącego doświadczenie, ale całkowicie bezproduktywnego Klupsia zastąpił Makuszewski. W grze drużyny niczego to nie zmieniło.
Co z tego, że Lech prezentował futbol na tak, skoro nie nie przynosiło to powodzenia. Przeciwnik nie musiał się trudzić, by przerywać jego akcje. Wystarczyło dobrze się ustawić i czekać na błędy. W środku pola nie do przejścia był Trałka. Przerwał wiele akcji Cracovii, ale chyba ani razu nie podał do przodu. Wygrywał pojedynki powietrze, z czego cieszyli się gospodarze, bo to oni przejmowali odbijaną od jego głowy piłkę. Krakowianie grali nowocześnie, spokojnie. Lech był aktywny, ale od pierwszej do ostatniej minuty kompletnie bezradny. Nie pomogło mu nawet wejście na boisko Gytkjaera. Tej drużynie już nic nie pomoże. Całe szczęście, że klubowi znawcy futbolu zbudują nam nową.
Cracovia – Lech Poznań 1:0 (1:0)
Bramki: Michal Siplak (6.)
Żółte kartki: Filip Piszczek (39.), Sergu Hanca (90.)
Cracovia: Michal Pesković – Cornel Rapa, Michał Helik, Niko Datković, Michal Siplak – Sergiu Hanca, Damian Dąbrowski (86. Diego Ferraresso), Janusz Gol, Milan Dimun, Mateusz Wdowiak (85. Javi Hernandez) – Filip Piszczek (46. Airam Cabrera).
Lech Poznań: Jasmin Burić – Robert Gumny, Dimitris Goutas, Nikola Vujadinović, Wołodymyr Kostewycz – Tymoteusz Klupś (60. Maciej Makuszewski), Maciej Gajos, Łukasz Trałka, Kamil Jóźwiak (78. Piotr Tomasik) – Filip Marchwiński, Darko Jevtić (69. Christian Gytkjaer).
Widzów: 10 tys.