Przewaga piłkarza to za mało, by pokonać na wyjeździe wyjątkowo słabą, broniącą się Jagiellonią. Warta strzeliła bramkę, wyszła na prowadzenie, ale chwilę potem zagapiła się i punkty przepadły. Ne było więc trzeciego z rzędu zwycięstwa, ale ważne jest to, że znów nie pozwoliła się pokonać i nadal jest ponad strefą spadkową.
Nudna jak flaki z olejem była pierwsza połowa tego spotkania. Warta zagrała po swojemu, starała się neutralizować ofensywę gospodarzy, sporadycznie próbując wyprowadzić ataki. Brzemienna w skutki była 25 minuta meczu, gdy składający się do strzału z przewrotki Tiru znokautował próbującego go zneutralizować Kopczyńskiego. Zraniony w twarz zawodnik Warty musiał zejść z boiska. Gracz Jagiellonii też, ujrzał bowiem czerwoną kartkę.
Przez następne minuty nie bardzo było widać, że goście mają przewagę zawodnika. Nie atakowali, tylko próbowali utrzymywać się przy piłce. Wypracowali sobie tylko jedną okazję bramkową, gdy krótko przed przerwą Papeau znalazł się w doskonałej sytuacji, spudłował jednak okropnie. Jagiellonia nie mogła atakować tak, jak sobie zaplanowała, bo jej przeciwnik nastawił się głównie na przeszkadzanie, a grała w osłabieniu.
Początek drugiej połowy był jeszcze nudniejszy, o ile to możliwe, niż pierwsza. Warta próbowała atakować pozycyjnie, osłabieni gospodarze bronili się. Wreszcie Zielonym wyszedł atak, ale tym razem szybki. Szczepański trafił w słupek, dobitka Casatanedy była bezbłędna. Teraz wystarczyło grać mądrze, trzymać rywala na dystans. Warta postąpiła jednak bezmyślnie. Przegrała kilka przebitek w środku boiska i pod własną bramką, Jagiellonii wyszedł dobry atak i już po dwóch minutach znów był remis. Goście jeszcze próbowali wygrać, ale nie pokonali skupionej na obronie Jagiellonii.