Ten mecz nie musiał się skończyć tak źle dla Warty. Nie musiała przegrać. Śląsk wygrał przez wyrachowanie, lepszy pomysł na pozbawienie rywala atutów, większą taktyczną dyscyplinę, a w samej końcówce meczu dopisało mu szczęście, gdy gospodarze nie wykorzystali rzutu karnego. Goście dowieźli skromne 1:0 do końca, co było dla nich jedynym celem na to spotkanie.
Od początku meczu Śląsk lepiej operował piłką, miał pomysł na mecz. Zdobył bramkę, która okazała się jedyną, do ostatniej minuty starali się ten wynik dowieźć. Warta próbowała odrobić stratę, zwłaszcza w drugiej połowie, gdy osiągnęła przewagę. Nie potrafiła jednak jej wykorzystać będąc zmuszoną do ataków pozycyjnych, w których czuje się słabo, brakuje jej indywidualnej jakości u piłkarzy. Oddała więcej strzałów, co nie przełożyło się na wynik spotkania.
Kiedy do końca pozostawało kilka minut, obrońca Śląska Bejger dotknął w polu karnym piłki wysuniętym łokciem. Nastąpiła duża kompromitacja młodego sędziego głównego i sędziów VAR. Przewinienie było ewidentne, nikt na całym stadionie nie miał do tego wątpliwości z wyjątkiem sędziów. Główny niczego nie zauważył, więc bardzo długo czekał na werdykt VAR. Przywołany do monitora wielokrotnie nie oglądał powtórki, jakby pozostawał tu jakikolwiek znak zapytania. Wreszcie wskazał na rzut karny.
Wydawało się, że Warta uratuje w ten sposób punkt, ale trzeba jeszcze było „jedenastkę” wykorzystać. Niezawodny do tej pory Szmyt strzelił niestety nonszalancko, trafił w słupek i punkty pojechały do Wrocławia.