Co łączy Jagiellonię Białystok, Górnika Łęczna, Lechię Gdańsk? Wszystkie te drużyny pozbawiły Lecha punktów będąc słabszymi, broniąc wiele groźnych strzałów, ratując się w trudnych sytuacjach i wykorzystując jedyną sposobność do zdobycia decydującej bramki. Powtarzalność Lecha jest zdumiewająca. I bardzo niepokojąca. Sztab szkoleniowy nie znajduje na to sposobu.
Wydawało się, że Lechia jest wymarzonym przeciwnikiem dla Lecha. Gra ofensywnie, nie ogranicza się do przeszkadzania, łatwo ją skontrować. Postawa Lecha przez większą część meczu była wielce obiecująca, wyższość nad gospodarzami nie budziła wątpliwości, mnożyły się okazje bramkowe. Im dłużej trwało spotkanie, a bramka wciąż nie chciała paść, tym większy był niepokój, zwłaszcza gdy Lechia zaatakowała i po godzinie meczu zaczęła zatrudniać Filipa Bednarka.
Wystarczyło jedno gapiostwo w defensywie przy stałym fragmencie gry, by cały wysiłek drużyny poszedł na marne. Do tego rzutu rożnego mogło nie dojść, gdyby obrońcy bardziej zdecydowanie wybijali piłkę z pola karnego, a zwłaszcza gdyby Antonio Milić nie wykopywał jej chaotycznie poza plac gry. Do końca meczu pozostawało 5 minut i czas doliczony, ale po tak bolesnym i niezasłużonym ciosie Lech zachowywał się jak sparaliżowany, nie potrafił już skonstruować sensownego ataku.
Grając w ten sposób, Lech nie ma prawa zdobyć mistrzostwa. Przepadnie mu wiele punktów, straconych na własne życzenie. Po co się tak mocno starać, stosować pressing, naciskać, skoro nic z tego nie wychodzi? Dopóki bramka nie padnie, punktów za to nie ma. Przeciwnikowi wystarczy wybronić się i wyprowadzić jeden cios. Można się żalić, że futbol bywa okrutny, że nie zawsze wygrywa lepszy. A za jakiś czas zachować się identycznie.
Mecz z Lechią wydawał się najłatwiejszym spośród czekających go w najbliższych tygodniach kilku najtrudniejszych. Skoro dał się pokonać ofensywnej, ale mało piłkarsko doskonałej Lechii, to lepiej sobie nie wyobrażać, co z nim zrobi dużo lepsza, składnie grająca Pogoń. W Szczecinie wiedzą już, że Lech potrafi być wrażliwy na jeden atak, że łatwiej go pokonać niż drużyny kurczowo się broniące.
W Poznaniu grają gwiazdy ekstraklasy. Piłkarze, za których trzeba było zapłacić po milionie euro. Mają wysokie umiejętności, ale nie są one wykorzystane. Maciej Skorża przyznaje, że drużyna ma rezerwy – jakość gry zespołowej. Kto nie potrafi zwyciężać, niczego nie osiągnie w żadnym sporcie. Lech świetnie sobie radzi ze słabeuszami, gdy wystarczy wykorzystać klasę swych graczy. Jest jednak zadziwiająco łatwy do pokonania przez przeciwników grających drużynowo. Szczególnie łatwo zadać mu cios w ostatnich minutach meczu. Wiedzą o tym wszyscy w Polsce, więc pewnie i poznański sztab szkoleniowy to zauważył. Jest jednak równie bezradny, jak defensorzy Kolejorza.