Lech nie jest już liderem. Przegrał w Gdańsku, choć wcale nie był drużyną gorszą. Stało się to samo, co w innych spotkaniach: nie wykorzystał idealnych okazji bramkowych, a przeciwnik był skuteczny w tej jedynej, którą mu los podarował, oddał celny strzał i wygrał. Gra Lecha i jakość piłkarzy daje jeszcze nadzieję na wygranie ligi. Ale brak skuteczności i wyrachowania każą w to wątpić.
Bez Ishaka, bez Amarala, czyli czołowych strzelców ekstraklasy przystąpili do meczu piłkarze Lecha. Portugalczyk nie miał sił na cały mecz, więc zasiadł na ławce rezerwowych. Maciej Skorża zdecydował się też na wystawienie trzech środkowych obrońców, choć Satka pełnił rolę bocznego. Jego zadaniem było powstrzymanie ataków Lechii lewą stroną boiska. Pereira swymi podaniami więcej daje Lechowi w ofensywie, gorzej natomiast broni.
Dużo się działo na boisku od samego początku. Co ważne – działo się pod bramką Lechii. Lech mógł wyjść na prowadzenie już po kilkudziesięciu sekundach. Bramkarz obronił strzał Kownackiego, nieudanie dobijał Velde. Gdyby padł gol, prawdopodobnie nie zostałby uznany z powodu pozycji spalonej Kamińskiego. Lechia próbowała grać ofensywnie, ale Kolejorz wybijał ją z uderzenia i przechodził do ataku.
Pierwszy rzut rożny dla gości mógł, a nawet powinien przynieść powodzenie. Satka trafił w poprzeczkę, do piłki doszedł Milić strzelając niecelnie. W lepszej sytuacji był Salamon, któremu Chorwat zdjął piłkę z nogi. Lechia obroniła się i przejęła na kilka minut inicjatywę, udawało się jej zamykać Lecha na jego połowie, wymieniać podania. Goście grali bardzo uważnie, starali się być odpowiedzialni, a co najważniejsze, kiedy udawało się przejąć piłkę, szybko była ona kierowana do przodu. Salamon stosował długie podania do rozpędzających się lewą stroną Kamińskiego i Rebocho. Za każdym razem powstawała z tego groźna akcja, bramkarz Lechii musiał interweniować.
O ile w pierwszej połowie Lech był lepszą drużyną, z wyższą jakością rozgrywanych akcji i w przeciwieństwie do Lechii oddającą celne strzały, to na początku drugiej było to widoczne jeszcze bardziej. Tyle, że nic z tego nie wychodziło, brakowało ostatniego podania lub dobrego strzału. Potem trener gospodarzy dokonał trzech ofensywnych zmian i Lechia przejęła inicjatywę. Piłka przebywała teraz głównie na połowie Lecha, a kompletnie do tej pory bezrobotny Bednarek musiał interweniować. Obraz gry zaczął się zmieniać. Niestety, na niekorzyść Lecha.
W 66 minucie po świetnym dryblingu rezerwowego Ba Loua przed idealną szansą stanął Kownacki. Strzelił niecelnie. Po trzech minutach piłkę z własnej połowy wyprowadził drugi rezerwowy, Amaral. Idealnie obsłużył Kamińskiego, niestety strzał obronił Kuciak. Chwilę później VAR odebrał Lechowi bramkę strzeloną po ładnej akcji i podaniu Kownackiego przez Kamińskiego. Spalony był ledwo dostrzegalny. Jak pech, to pech. Lech mocno zaatakował, co było niebezpieczne, bo nadziewał się na kontry Lechii. Miało być w tym meczu odwrotnie. I byłoby, gdyby Lech wykorzystał choćby jedną z dobrych okazji bramkowych.
Pięć minut brakowało do końca, gdy Lech stracił bramkę po rzucie rożnym. Zaczęło się od zupełnie niepotrzebnego wybicia piłki poza boisko przez Milicia. Przy stałym fragmencie gry obrona Lecha zagubiła się. I stało się. Lepsza drużyna przegrała po jedynej dobrej akcji gospodarzy. To już jest nałóg, bo Lech podobnie zachował się w Białymstoku, jako lepsza drużyna gubił punkty także w Mielcu i Łęcznej. Nie wszystko można tłumaczyć pechem.
Lechia Gdańsk – Lech Poznań 1:0 (0:0)
Bramka: Filip Koperski 86
Żółte kartki: Gajos, Kubicki.
Lechia: Dusan Kuciak, Filip Koperski, Michał nalepa, Mario Maloca, Conrado, Joseph Ceesay (58 Kacper Sezonienko), Jarosław Kubicki, Maciej Gajos (90 Kristian Tobers), Jakub Kałuziński (58 Marco Terazzino), Ilkay Durmus (88 Rafał Pietrzak), Łukasz Zwoliński (58 Flavio Paixao).
Lech: Filip Bednarek, Lubomir Satka, Bartosz Salamon, Antonio Milić, Pedro Rebocho, Kristoffer Velde (64 Joao Amaral), Nika Kwekweskiri (77 Radosław Murawski), Jesper Karlstrom (89 Pedro Tiba), Dani ramirez (64 Adriel ba Loua), Jakub Kaminski (89 Michał Skóraś), Dawid Kownacki.
Sędziował Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów 11.002