Po zwycięstwie Lecha w Szczecinie nawet ludzie nie bardzo wierzący, że stać go jeszcze na cokolwiek sensownego w tym sezonie, zerkają na tabelę. Sprawdzają terminarz, obliczają punkty do zdobycia. Teoretycznie możliwe jest wszystko, nawet mistrzostwo. Muszą być jednak zwycięstwa, i to niemal same. Właśnie tu zaczyna się problem.
W każdym klubie przed piłkarzami i sztabem szkoleniowym stanęłoby zadanie do wykonania. Musieliby stanąć na głowie, by się wywiązać. W Lechu jest jakoś inaczej. Nikt nikogo do niczego nie zmusza. Trener zdaje sobie sprawę, że nie urwą mu głowy, jeśli sezon zostanie doszczętnie zmarnowany. Wcale nie jest postanowione, że odejdzie ze stanowiska, bo przecież zmiana trenera to dla klubu poważny problem organizacyjny i wysokie koszty. Prezesi i dyrektor sportowy mogą przeprowadzić „dokładną analizę” i ogłosić, że wciąż ufają trenerowi.
Przed żadnym z dziesięciu meczów, jakie pozostały do końca rozgrywek, nie będzie można powiedzieć, że Lech jest faworytem. Żadna porażka nie będzie sensacją. Drużyna jest słabo przygotowana, męczy się próbując grać w piłkę, morduje tych, co ją oglądają. Wystarczy porównać meczowe statystyki z tego roku i z poprzedniego sezonu, by wpaść zadumę. Lech oddawał nawet po kilkadziesiąt strzałów, z czego dobre 10 bywało celnych. Teraz strzela sporadycznie, a celnie najwyżej kilka razy w meczu.
Przed sezonem trener otrzymał tylko jedno zadanie. Drużyna miała grać efektownie, ofensywnie, po prostu pokazywać „piękny futbol”. Czy ktoś to jeszcze pamięta? Prezesom klubu tak się tylko powiedziało. To już nieaktualne, nikt do tego nie wraca, niczego nie oczekuje. Trener zarzekał się, że nigdy nie zrezygnuje z ofensywnego stylu, z atakowania. Tymczasem w Szczecinie Lech wygrał dlatego, że skutecznie się bronił, uczynił atakującą Pogoń bezradną. Potraktował ją tak, jak inni traktowali dawnego ofensywnego Lecha.
Wiele wskazuje, że także w najbliższych meczach Lech postawi na pragmatyzm. To chyba jedyne wyjście, skoro na ofensywę go już nie stać, bo piłkarze napędzający jego ataki są dalecy od formy. Kibice i tak nie mogą wchodzić na stadion, nikt nie wyrazi dezaprobaty, a punkty każdy przyjmie z satysfakcją. W ostatniej dekadzie Lechowi bardzo łatwo przychodziło rezygnować z zapowiedzi, zmieniać ogłaszane strategie, łamać przyjęte przez siebie zasady. Nic nowego.
Nikt dziś nie przewidzi, ile punktów Lech do maja zdobędzie, jakim będzie grał stylem, czy cokolwiek się zmieni w przyszłym sezonie. Tu się niczego nie planuje. Nie zawsze nawet reaguje się na to, co życie przynosi.