Duża obawa panowała przed meczem z Widzewem. Lech grał bowiem w Łodzi na bardzo trudnym terenie, z drużyną, z którą bezpośrednio rywalizuje o miejsce na podium. W dodatku po meczach pucharowych niemal zawsze oglądamy dużo gorszego Lecha w lidze. Słowo „niemal” ma jednak znaczenie, ponieważ zagrał po profesorsku, pokazał wielką klasę. Nie dał Widzewowi żadnych szans, pewnie wygrywając 2:1.
Mecz toczył się w fantastycznej atmosferze, przy komplecie publiczności i świetnym dopingu. Gra była szybka i zacięta, w pierwszej połowie brakowało jednak skutecznych akcji kończonych strzałami. Bramkarze mieli niewiele roboty. Po każdej stracie piłki Widzew natychmiast cofał się na własną połowę, zmuszając Lecha do gry pozycyjnej, podawania piłek po obwodzie. W ten sposób trudno mu było zaskoczyć przeciwnika.
Z biegiem czasu mecz się coraz bardziej otwierał, jedna i druga drużyna grały coraz szybciej. Widzewowi udało się przeprowadzić świetną, szybką akcję, po której Pawłowski strzelił efektownego gola. Stadion eksplodował z radości, ale trwała ona minutę. Już w następnej akcji wielką klasę zademonstrowali Kvekveskiri i Marchwiński. Gruzin fantastycznie podał pod bramkę a młody gracz wyskoczył na niebotyczną dla obrońców wysokość i głową skierował piłkę do bramki. Lech dopiero zaczął się rozpędzać. Szybko wyszedł na prowadzenie po świetnym dośrodkowaniu Pereiry i umiejętnym strzale głową Velde. Z gospodarzy zeszło powietrze. Lech nie pozwalał im już na nic. Padł 3 gol zdobyty przez Souse, sędziowie dostrzegli jednak pozycję spaloną.
Widzew słynie z gry do końca. Wiele bramek zdobywa w doliczonym czasie gry, potrafi odwracać wynik. Teraz też próbował ale wobec dojrzałej gry Lecha, który trzymał piłkę jak najdalej od swojej bramki był całkowicie bezradny. Gdyby mecz potrwał dłużej, pewnie zdobyłby kolejne gole ,ale i tak uzyskał wynik fantastyczny.