Morderczy finisz. Trzy mecze w sześć dni

Nie trzeba już godzić Ligi Europy z ekstraklasą i Pucharem Polski, ale dla Lecha to żadne pocieszenie, przynajmniej w tym roku. W ciągu sześciu dni musi rozegrać trzy niełatwe mecze, pierwszy z nich ledwo trzy dni po ostatnim pucharowym. Odpuścić niczego nie wolno, bo liczba zdobytych teraz punktów przełoży się na szansę ponownego pokazania się w Europie.

Teoretycznie żaden z trzech ostatnich w tym roku przeciwników nie jest od Lecha lepszy. Jednak w praktyce wielkich problemów może mu narobić każdy z nich. Każdy może go pokonać. I nie będzie to żadna wielka sensacja. Wiemy przecież, jak spisuje się w lidze, jak bardzo zawodzi. Do tego ma słabości, których trener nijak nie może wyeliminować. Lepszych obrońców i solidnego bramkarza nie wyczaruje, ale organizacja gry w defensywie woła o pomstę do nieba i wystawia szkoleniowcowi, byłemu obrońcy, bardzo złe świadectwo.

Na to wszystko nakłada się zmęczenie. To była szalona jesień. W lidze Lechowi szło kulawo, za to w porywający sposób rozprawił się z wszystkimi rywalami w drodze do fazy grupowej Ligi Europy. Zadziwiał efektowną, ofensywną grą. Wydawało się, że jest tak operatywny w ataku, tak odważny i bezkompromisowy, że nie ma rywala, któremu nie potrafiłby strzelić gola. Potem jednak narastało zmęczenie, także psychiczne. Drużyny nie było już stać na swobodę i luz, braki w defensywie ujawniały się coraz bardziej.

Dwa ostatnie ligowe mecze Lech na szczęście wygrał wydobywając się z dolnych stref tabeli. Teraz patrzy w górę, liczy straty do czołówki zdając sobie sprawę, że jej nie zmniejszy bez wygrywania. Pierwsza okazja – w niedzielę w Mielcu. Już sama wyprawa na Podkarpacie (gdzie zresztą Lechowi dobrze się ostatnio wiodło) jest sporym wysiłkiem. Klubowy autokar to nie jest najlepsze miejsce na regenerację.

Na zdrowy rozsądek – Stal nie powinna Lechowi przeszkodzić w odrabianiu punktowych strat. Tyle, że w polskiej lidze nic nie polega na rozsądku, a Lech, mimo niewątpliwego sukcesu, jaki ostatnio odniósł, nie wyrasta ponad ekstraklasowy poziom. Jest taką samą ligową drużyną, jak każda inna. Z każdym może wygrać, z każdym może przegrać, każdy może mu strzelić decydującą bramkę w ostatniej akcji spotkania. Nic nie wskazuje, by miał się stać zespołem spokojnie wywiązującym się z roli faworyta. Zawsze będzie miał w składzie młodzież, po której trudno oczekiwać solidności.

Klasa zawodników grających w Lechu i Stali jest nieporównywalna. Trener gospodarzy zdaje sobie jednak sprawę, jak trudno w Lechu przełożyć potencjał piłkarzy na jakość gry całego zespołu. Będzie chciał to wykorzystać. Liczy więc nie tylko na ambicję swych graczy, ale i na słabości Lecha, na jego zmęczenie, na błędy, które stały się w ostatnich tygodniach znakiem firmowym już nie tylko obrońców, ale właściwie wszystkich zawodników.

W Mielcu Lech będzie myślał tylko o tym jednym meczu. Czekają go jednak jeszcze kolejne. Do Poznania wróci w nocy, w poniedziałek odpocznie, we wtorek przeprowadzi rozruch, w środowy wieczór musi się zmierzyć z Pogonią, z którą nigdy nie grało mu się łatwo. A już w sobotę na Bułgarską przyjedzie Wisła. Kto chce ją po zmianie trenera pokonać, musi w to włożyć wszystkie siły.

To będzie ostatni wysiłek w tym roku, ale czasu na wypoczynek dużo nie pozostanie, bo już za miesiąc, czyli w pełni zimy, ligowe rozgrywki zostaną wznowione.

Udostępnij:

Podobne

Warta dała się ograć Śląskowi

Ten mecz nie musiał się skończyć tak źle dla Warty. Nie musiała przegrać. Śląsk wygrał przez wyrachowanie, lepszy pomysł na pozbawienie rywala atutów, większą taktyczną